Dziecko z ostrym bólem brzucha, biegunką i wymiotami trafiło do szpitala. Podejrzewano grypę jelitową. Badania to wykluczyły.
- To na pewno nie jest wirus - mówi ojciec. - Mała otrzymuje kurację antybiotykową. Jej stan się poprawia.
Jest kilkudziesięciu chorych
Okazało się, że w tym samym czasie pochorowało się ok. 70 osób z tej samej szkoły - nauczyciele i uczniowie.
Łącznie do Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Toruniu trafiło już sześć osób, w tym czwórka dzieci.
- Ich stan jest dobry i średni. Nie ma przebiegów ciężkich. Pobyt w szpitalu nie będzie długi - zapewnia Elżbieta Strawińska, dyrektor placówki.
- Podejrzewamy salmonellę, ale posiewy kału, które pozwolą to jednoznacznie powiedzieć, będą odczytywane dopiero dzisiaj - zapowiada Jolanta Karulska, kierownik oddziału nadzoru w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Toruniu.
- Wywiad i dotychczasowe badania wskazują na zakażenie bakteryjne - potwierdza Strawińska.
Tymczasem rodzice mają żal do dyrekcji szkoły, w której uczą się chore dzieci, że bagatelizowała problem. - Córka źle się czuła już w piątek. Po rozmowie z innymi rodzicami, zaniepokoiliśmy się skalą zjawiska. Zawiadomiliśmy dyrekcję, że dzieje się coś niedobrego, ale, wbrew wynikom dotychczasowych badań, przekonywano nas, że to jelitówka. Zastrzegano, by nie rozsiewać plotek o zatruciu na stołówce - mówi mężczyzna.
- To bzdura - ucina Grzegorz Sieniawski, dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej i Gimnazjum Stowarzyszenia "Edukacja" przy ul. Bolta 12 w Toruniu, w której uczy się 326 dzieci. - Rodzice dostali informację na piśmie, gdy miałem o czym informować. Nie mogę przecież mówić o czymś, o czym nie wiem.
Kto jest winny?
Z wiedzy dyrektora wynika, że to albo salmonella albo rotawirus. - Zwiększona zachorowalność na grypę jest standardem. Wiem też, że u jednego z hospitalizowanych nauczycieli wykryto rotawirusa. Ale jeśli okaże się, że to wszystko stało się z winy szkoły, nie będę uchylał się od odpowiedzialności. Najpierw musi to jednak ustalić sanepid - mówi Sieniawski.
Inspektorzy pobrali już próbki żywności ze szkolnej stołówki. Rodzice podejrzewają, że do zakażenia bakterią salmonelli doszło w środę lub czwartek, w trakcie obiadu. - Domyślamy się, że może chodzić o karkówkę - mówią.
Udostępnij