https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Setki tysięcy strat

(maj)
Sąsiedzi przez kilka godzin pomagali przy  ewakuacji uratowanych tuczników do  pomieszczeń zastępczych.
Sąsiedzi przez kilka godzin pomagali przy ewakuacji uratowanych tuczników do pomieszczeń zastępczych. Piotr Bilski
W środowe popołudnie ogień strawił chlewnię tuczników, część pomieszczeń chowu macior i prosiąt oraz stodoły w gospodarstwie Henryka R. w Bursztynowie gm. Świecie n. Osą. Straty oszacowano wstępnie na około 350 tys. zł.

     - Pożar wybuchł krótko przed godziną piętnastą. Kwadrans potem zawiadomiono o jego powstaniu stanowisko dowodzenia Państwowej Straży Pożarnej. Pierwszy na miejscu zagrożenia był zastęp Ochotniczej Straży Pożarnej w Bursztynowie. Później docierały do akcji ratowniczej jednostki OSP ze Świecia n. Osą, Boguszewa, Radzynia Chełmińskiego, Linowa, Łasina i Rywałdu. W gaszeniu pożaru brali również udział strażacy zawodowi z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej numer 2 na Rządzu. Działaniami dowodził straszy brygadier Konrad Przybylak - informuje asp. Aleksander Drumowski, oficer drużyny Komendy Miejskiej PSP w Grudziądzu.
     Z relacji sąsiadów pogorzelców, czynnie uczestniczących w ratowaniu trzody chlewnej wynika, że pożar wybuchł na strychu budynku mieszczącego 50 macior i ponad 100 prosiąt. - Szczęściem w nieszczęściu była obecność w pomieszczeniach do przygotowania pasz syna i synowej. Gdy zauważyli ogień zawiadomili straż, a syn zaczął wyganiać z chlewni tuczniki. Przed przybyciem jednostek spaliła się słoma na strychu, zaczęło się palić zboże i pasze tam przechowywane, a ogień przerzucił się na stodołę i chlewnię tuczników - mówi matka właściciela gospodarstwa.
     Całkowitemu zniszczeniu ulega chlewnia tuczników. Spłonął dach porodówki dla macior i odchowalni prosiąt. Częściowo spaliła się stodoła. Nie da się na razie zliczyć ilości ton spalonego ziarna pasz i słomy z powodu braku rozeznania ich resztek do przydatności pokarmowej po wysuszeniu. Dzięki ofiarności strażaków i sąsiadów udało się uratować maszyny, znajdujący się w pobliżu ogniska pożaru budynek magazynowy i garażowy, i nie dopuścić do rozprzestrzenienia ognia na dom mieszkalny.
     Henryk R. wskutek zaczadzenia został odwieziony do szpitala w Grudziądzu. Spłonęło kilka tuczników, a o godz. 20.00 zaczęły padać prosięta znajdujące się najbliżej źródła ognia. - To było wzorcowe gospodarstwo. Przez wiele lat właściciele pracowali na to, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. W ciągu kilku godzin stracili dorobek całego życia - stwierdza z żalem jeden z sąsiadów.
     Przyczynę powstania tragicznego w skutkach pożaru ustala policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Grudziądzu.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska