To podwójna tragedia, dla obu stron - nie mają wątpliwości śledczy z Torunia, którzy pracowali na miejscu zdarzenia tamtej nocy i którzy teraz prowadzą śledztwo w tej sprawie. Z jednej strony jest dramat 29-letniego Sylwestra, z drugiej bezsprzecznie - 31-letniego Mateusza S, maszynisty, który jakby się nie starał, nie był w stanie wyhamować pociągu...
Co się wydarzyło na torach w Bielczynach pod Chełmżą w nocy 12 sierpnia?
-Pociąg najechał na leżącego na torowisku mężczyznę. Poniósł śmierć na miejscu. Obecnie traktujemy go jak pieszego, a całe tragiczne zdarzenie jako wypadek komunikacyjny ze skutkiem śmiertelnym. I w tym kierunku właśnie wszczęliśmy śledztwo - mówi prokurator Izabela Oliver, kierująca Prokuraturą Rejonową Toruń Wschód.
Polecamy
Do tragedii doszło w sobotę, 12 sierpnia, po godzinie 22.30. Zgłoszenie na policję było kwadrans później. Gdzie dokładnie? Na torach pod Chełmżą, na terenie miejscowości Bielczyny (gm. Chełmża), około 25 metrów od przejazdu kolejowego.
31-letni Mateusz S. kierował pociągiem relacji Grudziądz-Chełmża. Zauważył, że na torach ktoś leży. Robił, co mógł. Dawał sygnały dźwiękowe, hamował. Realnie nie miał jednak żadnej możliwości zdążyć z hamowaniem - najechał na leżącego człowieka. -Pociąg zatrzymał się 150 metrów dalej. Maszynista sam wezwał policję - przekazuje prokurator.
Polecamy
Leżącym na torach mężczyzną był 29-letni Sylwester, mieszkający w pobliżu. Zginął na miejscu. Prokuratura na razie traktuje go jak pieszego, który uległ śmiertelnemu wypadkowi. Jest prawdopodobnym, że w przyszłości umorzy śledztwo z uwagi na śmierć osoby, która tragiczny wypadek sprowokowała swoim zachowaniem (kładąc się na torowisku). Na tak wstępnym etapie dochodzenia jak obecnie przesądzać tego jednak nie można.
Od zmarłego pobrano próbki i oddano do badań toksykologicznych. Wyniki mają dać odpowiedź na pytanie, czy mężczyzna nie był pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających. Powołani zostaną też biegli: medyk i specjalista z dziedziny wypadków. Monitoringu w tej okolicy nie było.
Maszyniści w w traumie. Ekspert: "Często objawy podobne do zespołu stresu pourazowego"
Maszyniści w toku szkolenia są przygotowywani na sytuacje kryzysowe, nieoczekiwane. Znają procedury. Wiedzą, jaki jest tor hamowania. Niektórzy w ciągu swojej kariery zawodowej doświadczają nawet kilku podobnych sytuacji, jak ta, do której doszło w Bielczynach pod Chełmżą. Tylko nieliczni są w stanie nawet przy kolejnym takim dramacie powiedzieć, że "sobie z tym radzą". Dla zdecydowanej większości to zdarzenie mające olbrzymi wpływ na ich dalsze życie - zawodowe, ale i prywatne.
Polecamy
-Są badania, prowadzone chociażby przez zespół profesora Ch. Williamsa, z których wynika, że u maszynistów, którzy prowadzili taki pociąg, pojawiają się reakcje podobne do zespołu stresu pourazowego (PTSD). U wielu pojawia się poczucie winy, że nie zdążyli wyhamować składu pociągu. Przeżycia po tak traumatycznym zdarzeniu wywołują u maszynistów wzrost zachowań lękowych, fobijnych. Ponadto zdarzają się u nich zaburzenia somatyzacyjne. Obserwuje się u niektórych z nich symptomy depresji. Niekiedy maszyniści po takim doświadczeniu sięgają po środki psychoaktywne. Takie zdarzenia pozostawiają w człowieku ślad i mają wpływ na życie zawodowe i osobiste - podkreślał dr hab. Adam Cabański, profesor Akademii im. Jakuba z Paradyżewa w Gorzowie Wielkopolskim, socjolog i suicydolog (w rozmowie z Anną Ruszczyk dla "Gazety Śledczej").
Jak zaznacza ten specjalista, zgodnie z procedurami przyjętymi u polskich przewoźników kolejowych, maszynista po takim zdarzeniu ma prawo do miesięcznego pełnopłatnego urlopu oraz do bezpłatnej pomocy psychologicznej.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
