Wczoraj prezes znanej firmy budowlanej z Lipna miał wpłacić na konto prokuratury poręczenie majątkowe w wysokości stu tysięcy złotych. Ciąży też na nim zakaz opuszczenia kraju. A wszystko za sprawą śledztwa, prowadzonego przez Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, nadzorowanego przez Prokuraturę Okręgową we Włocławku. Wśród zarzutów, stawianych prezesowi oraz inspektorowi nadzoru z lipnowskiej spółki, są m.in. oszustwa, fałszowanie dokumentów, poświadczanie nieprawdy, a przede wszystkim wyłudzenie nienależnej dotacji w wysokości 1 mln 243,5 tys. złotych z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
Śledztwo zostało wszczęte zaraz po kontroli, przeprowadzonej w lipnowskiej spółce przez Urząd Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy. Inspektorów zaniepokoiły dokumenty, będące podstawą uzyskania unijnej dotacji na budowę nowej hali produkcyjnej. Podejrzewając, iż mogło dojść do popełnienia przestępstwa, powiadomili organa ścigania.
Z ustaleń, poczynionych przez policję i prokuraturę wynika, że firma z Lipna, istniejąca na rynku od 20 lat, w roku 2006 rozpoczęła budowę budowę nowej hali produkcyjnej oraz modernizację istniejącej linii technologicznej. Na tę inwestycję uzyskała dofinansowanie w wysokości połowy kosztów przedsięwzięcia. To duże pieniądze, bowiem całkowity koszt budowy hali z linią technologiczną do produkcji stropów zespolonych typu "Filigran" wyniósł 2 ponad 2 miliony 491 tys. złotych.
Jednym z warunków uzyskania dotacji było zatrudnienie przy budowie innego wykonawcy.
- Podejrzewamy jednak, że przynajmniej część robót budowlanych wykonano własnymi siłami, poświadczając nieprawdę w dokumentach - mówi prokurator Bogumiła Gozdan z Wydziału V Śledczego Prokuratury Okręgowej we Włocławku, prowadząca tę sprawę.
Lipnowska spółka kupiła też urządzenia do produkcji stropów, natychmiast sprzedała je jednak pewnej spółce z Torunia, by po pewnym czasie odkupić wszystko, ale za podwójną cenę. W taki sposób zawyżono koszty inwestycji - wynika z ustaleń śledczych. Ciekawostką w sprawie jest fakt, że owa toruńska spółka poza prezesem zatrudniała tylko nieliczne osoby. Nie posiadała też żadnego majątku, ani nie prowadziła działalności, uzasadniającej kupno czy sprzedaż specjalistycznych urządzeń do produkcji elementów betonowych. Wygląda na to, że produkowała głównie... "lewe" faktury na użytek innych podmiotów gospodarczych.
Toruńska spółka zniknęła już z rynku. Z dokumentów wynika, że została sprzedana. Nowy "właściciel", kloszard z Wybrzeża, nic jednak nie wie, że stał się posiadaczem firmy.
Policyjnym dozorem i zakazem opuszczania kraju objęci zostali także inspektor nadzoru z lipnowskiej spółki oraz były prezes firmy z Torunia. Śledztwo trwa. Szef spółki budowlanej z Lipna, z którym wczoraj bezskutecznie usiłowaliśmy się skontaktować, podczas przesłuchań w prokuraturze nie przyznał się do winy.
