Debata o funkcjonowaniu Straży Miejskiej w Bydgoszczy
- Jak bydgoszczanie mają być bezpieczni bez straży miejskiej - pytał prezydent Rafał Bruski. - Mam dyskomfort, bo z oczekiwań wynika, że strażnicy mają nie przestrzegać prawa, czyli np. nie zauważać źle zaparkowanych samochodów.
O przydatności swojej formacji przekonywał także sam Marek Echaust, komendant
bydgoskiej straży miejskiej. Przytaczając dziesiątki statystyk starał się udowodnić, że strażnicy nie są aparatem represji, ani narzędziem do łatania budżetu, ale służbą, która wykonuje wiele ważnych zadań.
W obronę strażników brali także przedstawiciele policji.
Przy swoim stanowisku twardo jednak pozostawali zwolennicy likwidacji straży i dofinansowania tym samym policji. - Rozwiązanie to nie jest wyjściem idealnym, ale na idealne nas nie stać - przekonywał Arkadiusz Jarzecki z bydgoskiego oddziału Kongresu Nowej Prawicy. - Skoro w naszym mieście wykrywalność przestępstw, jak chociażby kradzieże, jest wciąż niska, to lepiej zająć się właśnie sprawami naprawdę ważnymi, zamiast pijącymi pod chmurką czy bezdomnymi.
- Jestem jedynym z obecnych radnych, który decydował ponad 20 lat temu o utworzeniu straży i obserwowałem spadek szacunku do niej - mówi z kolei radny Stefan Pastuszewski. - To coś znaczy. Czemu tak jest? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć zarówno sama straż, jak i prezydent Bruski.
Więcej we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie bydgoskie.
Czytaj e-wydanie »