Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczeniaki czekają na miłość

Barbara Szmejter
fot. sxc
Lista okrucieństw wobec zwierząt zdaje się nie mieć końca - twierdzą działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, którego koło od dwóch lat istnieje we Włocławku.

- Zajmujemy się zwierzętami bezdomnymi - tymi, które zgubiły się przez beztroskę i bezmyślność właścicieli, tymi, które właściciele porzucili, czy to wyrzucając z pędzącego samochodu, czy to uwiązując w lesie, nie dając psu żadnych szans, psami porzuconymi na parkingach, w lasach, na działkach. Pomagamy także zwierzętom potrąconym przez samochody i pozostawionym na pastwę losu na poboczu. Pozbawione naszej pomocy długo umierają w cierpieniach - opowiada Agata Grzybowska, która w działalność Towarzystwa zaangażowała się przed kilkoma miesiącami.

Członkowie Towarzystwa podejmują interwencje w przypadkach złego, czy wręcz bestialskiego traktowania zwierząt przez właścicieli. - Lista okrucieństw wobec zwierząt zdaje się nie mieć końca - twierdzi Maria Krzyżanowska. - Trafiają do nas psy i koty, katowane czym popadnie, nieraz straszliwe okaleczone. Bywa, że doprowadzamy do zrzeczenia się przez właściciela praw do zwierzęcia, wtedy leczymy je, pielęgnujemy, karmimy, leczymy ich zwichrowane psychiki. Następnie szukamy im nowych, dobrych domów i "prawdziwych" ludzi. Włocławskie koło ma już na koncie kilkadziesiąt udanych adopcji zwierząt. Coraz lepsze efekty daje współpraca ze szkołami.

Inka, wspaniała, dzielna, bezdomna psia mama, oszczeniła się kilka tygodni temu przy jednej z ulic na osiedlu domków jednorodzinnych. Wczołgała się miedzy 2 rury objęte betonowym półkręgiem. Było tam ciasno, ale nie wiało i było w miarę bezpiecznie. Po jakimś czasie wychudzona suka, z dużymi wymionami zwróciła uwagę okolicznych mieszkańców, którzy zaczęli ją dokarmiać. Powiadomiono schronisko, ale pracownikom placówki nie udało się wyciągnąć spośród rur suki, broniącej swych małych.

- W końcu pojechałam tam z koleżanką - opowiada Agata Grzybowska. - Świeciłyśmy do jej nory latarką, naliczyłam siedem maluchów, później okazało się, że było ich jedenaście. Sama Inka przedstawiała tragiczny widok. Trzy dni zajęło nam zastanawianie się, gdzie można umieścić sukę i szczenięta, organizowanie kojca, budy, łapanie suki i wydłubywanie maluchów z ich nory. Po ostatniego szczeniaczka wczołgała się córka koleżanki, bo tylko mała dziewczynka mogła się tam dostać.

Inka i jej dzieci trafiły pod opieką członków Towarzystwa. - Zapożyczyliśmy się i kupiliśmy na jej dużą budę, która stanęła w zaprzyjaźnionej firmie naszego kolegi, na terenie zamkniętym. My zaczęłyśmy szukać dla nich domów.

Inka, bardzo łagodna suczka, mająca około półtora roku, ma już miejsce na ziemi. Pojechała do Krakowa z jednym ze swoich dzieci. Kolejnego szczeniaczka przygarnęła rodzina spod Włocławka. Potrzebny jest dom dla dziewięciu piesków - zachęcają działacze Towarzystwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska