Cierplewo, gm. Lubiewo. Malownicza okolica - pagórkowaty teren, sporo lasów. To raj dla turystów i dzikiej zwierzyny, ale nie dla rolników. - Dzików żyje tu coraz więcej, więc strat w uprawach też przybywa - mówi Tomasz Żelazny. - Niektóre zwierzęta przestały się bać ludzi. Wielki odyniec podchodzi już pod mój dom i ryje w pobliskim kartoflisku.
Stróż przestał pilnować
Wchodzimy na pole ziemniaków. To odmiana jadalna. Pięknie rośnie. Ale niektóre krzaczki ktoś poprzewracał. - To robota dzika - tłumaczy rolnik. - Bulwy są jeszcze małe, więc żeby się najeść, to i ze sto krzaczków przez jedną noc potrafi zniszczyć.
Ziemniaki rosną na kilku polach Żelaznego. To, na którym widzimy jeszcze świeże ślady po odwiedzinach dzika, jest z dwóch stron ogrodzone tzw. elektrycznych pastuchem. - Zwierzak przyszedł pewnie od strony szosy - mówi pan Tomasz. - Choć i przez ogrodzenie mógł przejść.
Ogrodzenie zbudowały Lasy Państwowe. - Nie musieliśmy tego robić, ale zależy nam na zminimalizowaniu szkód łowieckich - mówi Adam Wenda, szef nadleśnictwa Zamrzenica. - Bo jeśli ktoś gospodaruje pod lasem, to musi się też liczyć ze stratami.
- Dzika zwierzyna jest własnością skarbu państwa, więc Lasy Państwowe muszą dbać o to, by straty w uprawach - a co za tym idzie także odszkodowania - były jak najmniejsze - dodaje Żelazny. - Ale co z tego, że założyli pastucha, jeśli to właściciel ogrodzonego pola ma o niego dbać? Nie mam czasu na to, żeby kosić zielsko pod drutami, albo codziennie sprawdzać, czy nie zostały one przerwane.
Od Bożego Ciała pan Tomasz ma dodatkowe zajęcie - przynajmniej do trzeciej nad ranem pilnuje ziemniaków porastających cztery hektary przy jeziorze. - Do niedawna uprawy pilnował stróż wynajęty przez Lasy Państwowe, ale został odwołany ze stanowiska - mówi rolnik. - To dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Dlaczego zrobiono to teraz, w środku okresu wegetacji?
- Nie możemy pilnować ziemniaków aż do zbiorów, więc zrezygnowaliśmy z usług stróża - tłumaczy nadleśniczy.
- Gdybym nie pilnował ziemniaków nad jeziorem, dziki zniszczyłyby większość plonów - mówi Żelazny.
Rozumie go inny rolnik - Leon Zakryś z Klonowa. - Do niedawna miałem ten sam problem - opowiada. - Nadleśnictwo Zamrzenica ogrodziło pastuchem elektrycznym moje pola z kukurydzą i grochem. Na razie mam z dzikami spokój, ale między innymi dlatego, że wolą one ziemniaki rosnące na polach sąsiada.
Jego zdaniem nadleśnictwa powinny bardziej zredukować liczebność dzików, jeleni, saren i danieli (oprócz dzików czynią one spore szkody w leśnych młodnikach, także tych prywatnych).
Strzelali do dzikich
- Z uwagi na dużą dynamikę przyrostu populacji dzika w ostatnich latach (co stało się problemem prawie w całym kraju), w sezonie łowieckim 2008/2009 zredukowaliśmy liczebność tego gatunku - wyjaśnia nadleśniczy Zamrzenicy. - Jeżeli w trakcie tego roku okaże się, że poziom szkód się nie obniża, znowu zwiększymy plan odstrzału.
Zdaniem nadleśniczego na terenie obwodu łowieckiego nr 47 w Ośrodku Hodowli Zwierzyny Zamrzenica dzików jest 220 (tak wynika z inwentaryzacji przeprowadzonej w marcu tego roku), saren - 1110, danieli - 115, jeleni 236. W sezonie łowieckim 2008/2009 odstrzelono aż 318 dzików i 198 saren. Z planu na sezon 2009/2010 wynika, że ubędzie 253 dzików i 210 saren.
- Wiem, że dla niektórych rolników najlepiej by było, żebyśmy wybili całą zwierzynę, która niszczy ich plony, ale nigdy do tego nie dopuścimy - twierdzi Adam Wenda. - W przyrodzie musi zostać zachowana równowaga. A rolnicy podczas planowania zasiewów i nasadzeń powinni zdawać sobie sprawę z tego, że niektóre uprawy pod lasem są zbyt kuszące dla zwierząt.
Chcą niezależnej komisji
- Nie mamy nic przeciwko dzikom, ani innym zwierzętom - mówi Tomasz Żelazny. - Ale niech Lasy Państwowe je dokarmiają. Niech posadzą ulubione przez dziki ziemniaki, a nie topinambur, którego te zwierzęta nie jedzą. Wiem, że bardziej opłaca się zapłacić rolnikom niskie odszkodowanie niż sadzić kartofle. Nie zamierzam rezygnować z uprawy ziemniaków tylko dlatego, że to przysmak dzików!
Tomasz Żelazny twierdzi, że szacowaniem szkód łowieckich powinna zająć się niezależna komisja. - W ciągu ostatnich pięciu lat na zaniżonych szacunkach straciłem około 50 tysięcy złotych - dodaje rolnik. - Co z tego, że w protokole piszę, że nie zgadzam się z wyceną? I tak nie zmienia to szacunku. Owszem, mogę iść do sądu, ale musiałbym w ciągu roku wnosić po kilka spraw. Skąd na to brać pieniądze i czas?
- W minionym roku 97 procent przypadków szacowania skończyło się porozumieniem stron - mówi nadleśniczy. - Jedynie kilka spraw wymagało mediacji z udziałem przedstawicieli gmin i ewentualnie izb rolniczych.
- Większość rolników dla świętego spokoju godzi się na stawiane im warunki - mówi Żelazny. - Myśliwi i leśnicy zdają sobie z tego sprawę, więc wykorzystują sytuację. Dlatego prawo, które krzywdzi rolników trzeba zmienić. Nie mamy równych szans! Co na to Konstytucja RP?szkód powinny zająć się jednostki niezależne - na przykład przedstawiciele ośrodków doradztwa rolniczego.
Rację przyznaje mu Leon Zakryś: - Przynajmniej myśliwi i leśnicy nie byliby sędziami we własnej sprawie!
- Tak zmienione prawo byłoby dla nas krzywdzące - twierdzi nadleśniczy Zamrzenicy. - Bo niby dlaczego ktoś miałby dysponować naszymi pieniędzmi?
Prawo do zmiany
O zmianę ustawy Prawo łowieckie i niektórych rozporządzeń, od dawna walczą izby rolnicze. Ich przedstawiciele weszli w skład zespołu roboczego powołanego z inicjatywy ministra rolnictwa. Efekt? Rozporządzenia, które może pomóc rolnikom w szacowaniu strat, wciąż nie ma.
- Najbardziej wiarygodną ocenę szkód łowieckich może zapewnić szacowanie przez towarzystwa ubezpieczeniowe - mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. - Dlatego zabiegamy o to, by do takich ubezpieczeń też dopłacało państwo. Minister rolnictwa będzie rozmawiał o tym z ministrem środowiska.
- Na dopłaty do ubezpieczeń przed szkodami łowieckimi na razie nie ma szans, bo jest kryzys - przyznaje Marek Sawicki, szef resortu rolnictwa.
- Lobby myśliwych jest znacznie silniejsze od rolniczego - dodaje Tomasz Żelazny. - Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że tylu posłów obiecywało nam pomoc, a efektów wciąż nie widać.