- Znalazłeś sposób na Tychy? W dwóch meczach trzy zwycięskie gole...
- Sam czuję się zaskoczony. Ale moim zadaniem jest być tam, gdzie "pachnie" bramką.
- Tym razem chyba lekko, miło i przyjemnie nie było?
- Rzeczywiście, na początku nie szło nam za bardzo. Wiedzieliśmy, że tego meczu nie wolno nam przegrać. Wkradły się w naszą grę delikatne nerwy. A te odbiły się na płynności. Rywale grali poza tym bardzo agresywnie, prowokowali nas, a sędzia nabierał się na te "sztuczki".
- Dogranie Wasikowskiego było "na nos"?
To prawda, sztuką było nie skierować bramki do siatki.
- Zagraliście lepsze zawody niż w Częstochowie?
- O niebo lepsze. Po prostu, przed pierwszym ligowym meczem mieliśmy wirus szatniowy. Kadra się z powodu kontuzji i niedyspozycji wykruszyła.
- Awans wciąż realny?
- Tym zwycięstwem zniwelowaliśmy straty. Gramy dalej!
- Wiosną chcesz rywalizować z Krystianem Pieczarą o miano najskuteczniejszego w zespole? Masz już 7 bramek.
- Na gole ścigać się nie będę. Liczy się, przede wszystkim, wynik drużyny.