Jest wpuszczona w chodnik na pl. Teatralnym dokładnie tam, gdzie kiedyś było prezbiterium kościoła karmelitów i upamiętnia kilkuset bydgoszczan pochowanych na tamtejszym cmentarzu.
Nie widzieli
- Pan Siwiak (archeolog prowadzący tam badania i zarazem fundator tablicy - przyp. red.) nie uzyskał wymaganych pozwoleń na umieszczenie tej tablicy - twierdzi dyrektor zarządu dróg Jan Siuda. - Poza tym jest ona niebezpieczna. Podczas deszczu można się na niej poślizgnąć. Co dopiero, kiedy przyjdzie mróz?
- Inspektorzy z zarządu dróg dokonali odbioru chodnika z wbudowaną w niego tablicą i nie mieli wtedy żadnych zastrzeżeń, co do bezpieczeństwa - uważa Wojciech Siwiak.
- Bo odbierali chodnik, a kostka była prawidłowo ułożona - bronił się Siuda. - Do tablicy nie wnosili uwag, bo tej tablicy tam nie powinno być.
Tablicy nie powinno być, więc... problemu nie widzieli?
Nie deptać tablicy
Problemu nie widzi także radna Ewa Starosta: - Kiedy zauważam tablicę pod nogami, to ją odruchowo omijam - twierdzi. - Bo nie wiem, co tam jest uhonorowane i wolę tego nie deptać.
Więc się na tablicy nie poślizgnie. Ale nawet ci, którzy ją podepczą, mogą czuć się bezpiecznie.
- Podobna tablica jest wbudowana w środek Starego Rynku, póki co na razie na tej tablicy nikt się nie przewrócił - Pastuszewski zwrócił się do dyrektora Siudy.
Nagonka
Ale nie o deptanie, czy ślizganie tutaj chodzi zdaniem archeologa.
- Sprawa zaczęła się dużo wcześniej, 30 października ubiegłego roku, kiedy w trakcie pełnienia obowiązków kierownika nadzoru archeologicznego tej inwestycji natknąłem się na fundamenty kościoła. Byłem ustawicznie nakłaniany do zaniechania swoich obowiązków i ignorowania znaleziska, mimo że nasze prace przebiegały w terminie. Rozpoczęto na nas nagonkę, jakoby z winy archeologów było opóźnienie w pracach - żalił się Siwiak. - Nastawienie urzędu było takie, że mam udawać ślepego na to, co widzę.
- Ale spotykaliśmy się wielokrotnie - odpowiedziała wiceprezydent miasta Lucyna Kojder-Szweda. - I można było powiedzieć mi o tych problemach.
- Problemy to ja miałem z panią - ripostował archeolog.
- Tych badań nigdy by pan nie zrealizował, gdyby nie zapłaciło za nie miasto - próbowała go do porządku doprowadzić wiceprezydent.
Nie musiał odpowiadać. W wymianę zdań włączył się Stefan Pastuszewski. - Przecież to żadna łaska miasta, że takie badania finansuje. To jego obowiązek. I tu chyba jest sedno problemu. Czy archeolog ma być wdzięczny za to, że umożliwiono mu badania i dlatego ma być posłuszny inwestorowi?
A co z tablicą? Zarząd dróg wydaje się nieugięty:
- Nawet jeśli rada ustali, że ma być, to my się przeciwstawimy, bo jest niebezpieczna - ucinał Siuda.
Trzeba ją przenieść - powtarzała pani wiceprezydent. - Musi być dyslokowana, tak trudno to zrozumieć? - pouczała radnego Drozda.
Kompromis
- Apeluję o kompromis - napiętą atmosferę próbował łagodzić radny Lech Zagłoba-Zygler. - Nie ulega wątpliwości, że wszyscy w Bydgoszczy chcemy tej tablicy. Czy pan, panie Siwiak byłby skłonny zgodzić się na jej przesunięcie?
- Jeszcze o tym nie myślałem - odpowiedział archeolog.