Rozmowa z Marią Wiktorią Wałęsówną córką Lecha Wałęsy, uczestniczką czwartej edycji "Tańca z gwiazdami" w TVN
- Zaraz po tym, jak została pani rzeczniczką prasową Lecha Wałęsy, wyznała publicznie, że jest wielbicielką "Tańca z gwiazdami" i kibicuje Oli Kwaśniewskiej. Pozazdrościła jej pani?
- Nie! (śmiech). Nigdy nikomu niczego nie zazdroszczę, bo z natury nie toleruję negatywnych uczuć. Po prostu potrafię wyobrazić sobie, ile mogłyby wyrządzić szkód. Mnie i innym ludziom. W życiu kieruję się zasadą: "Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe".
A co do "Tańca z gwiazdami", to od samego początku byłam entuzjastką tego programu. Oglądałam przede wszystkim pierwszą i drugą edycję. Trzeciej, z powodu częstych podróży u boku taty, nie mogłam śledzić tak pilnie, jak bym sobie tego życzyła. Ale i tak starałam się być na bieżąco.
- Taniec jest pani pasją?
- No, cóż, lubię tańczyć i kocham muzykę. I to właściwie były główne argumenty za tym, żeby przyjąć propozycję, jaka wyszła od producentów "Tańca z gwiazdami". Jednak nigdy nie brałam udziału w żadnych kursach, nie uczyłam się kroków ani samby, ani foxtrota, ani innych tańców.
- Jakie były "przeciw"?
- W pełni zdawałam sobie sprawę z tego, że przystępując do programu, wystawiam się na celownik mediów. Powiem szczerze, że boję się nie tyle tego, że prasa zbytnio zacznie ingerować w moje życie, bo naprawdę niczego nie mam do ukrycia, ile tego, że moja rodzina może cierpieć z tego powodu. Nie chciałabym, by mama, tata i rodzeństwo mieli przeze mnie zmartwienia. Sprawić im ból i przysporzyć łez - to byłoby dla mnie najgorsze, co może być.
- Czy swoją decyzję o przystąpieniu do programu konsultowała pani z rodziną?
- Oczywiście, że tak. Tym bardziej że wszyscy jesteśmy ze sobą bardzo blisko i możemy liczyć na siebie w każdej sytuacji.
- Jaka była rada mamy, Danuty Wałęsowej?
- Mama od razu była na tak. Powiedziała: "Nie zastanawiaj się, bierz to!". I to było wszystko.
- A tata, co powiedział?
- Tata stwierdził, że nie będzie mi przeszkadzał. Powiedział, że jeśli martwię się, że nie podołam z połączeniem obowiązków w jego biurze z programem, to po prostu mam przestać o tym myśleć i absolutnie się nie przejmować. Bo, jeśli się tylko mocno czegoś chce, to na pewno jest to możliwe.
- Podejrzewam, że w czasie pani nieobecności w Gdańsku ktoś inny przejmie prowadzenie spraw Lecha Wałęsy?
- Na razie staram się sobie radzić i jeszcze jakoś je prowadzę, ale oczywiście mamy osoby, które zajmują się biurem.
- Tata nie bał się, że media pani dopieką?
- Mój tata niczego się nie boi.
- Prezydentura Lecha Wałęsy zapewne była trudnym doświadczeniem dla pani i rodzeństwa. Czy to prawda, że rodzice wyznają zasadę: "Nasze dzieci mają prawo żyć własnym życiem, my się nie wtrącamy"? I czy tę piękną teorię udaje im się realizować w prak
- Rodzice zawsze byli we wszystkim konsekwentni i nigdy nie rzucają słów na wiatr. Całe moje rodzeństwo i ja wiemy, że jak mama i tata coś powiedzą, to na pewno tak będzie. Zawsze dotrzymują słowa. A tata w ogóle nie miesza się w nasze sprawy. Wychodzi z założenia, że sami powinniśmy umieć podejmować decyzje. Nawet jeśli czasem nie są one najtrafniejsze. Tyle tylko, że potem również sami musimy ponosić konsekwencje tych swoich decyzji.
Tata ma jeszcze jedną wspaniałą i niezawodną metodę wychowawczą: jeśli któreś z nas popełnia jakiś błąd, pozwala, byśmy sami go zauważyli i wyciągnęli z tego właściwe wnioski na przyszłość.
- A jak tata reaguje na wasze błędy, potknięcia i porażki?
- O ile jest to możliwe, stara się przyjmować je ze spokojem (śmiech). Ale zawsze - podobnie jak mama - wspiera nas. Nawet gdyby się waliło i paliło, możemy liczyć na pomoc rodziców. Tu dodam, że tata ma swoje zasady, których łamać nie wolno. Jest przy tym niezwykle stanowczy.
- Najważniejsza zasada, jaką wpoił pani tata?
- Bądź dobrym człowiekiem. Tata niesłychanie ceni sobie prawdomówność i oczekuje, abyśmy brali pełną odpowiedzialność za wszystko, co robimy.
- Na konferencję do stołecznej Willi Foksal przyszła pani w najwyższych obcasach ze wszystkich uczestniczek.
- Wyznam pani, że ja uwielbiam szpilki! I biegam w nich nawet na co dzień! Myślałam, że pomoże mi to w poruszaniu się na parkiecie, ale te nadzieje okazały się płonne. Mój partner Paweł Godek od początku sugerował, że chodzenie na szpilkach nie ma nic wspólnego z pląsaniem w butach przeznaczonych specjalnie do tańca. I, niestety, miał całkowitą rację.
- Czy siostra Magda, która z wykształcenia jest baletnicą, pomaga pani w jakiś sposób?
- Magda oczywiście udziela mi wsparcia, ale raczej psychicznego. Mówi, że balet i taniec to zupełnie coś innego. Jedyna rada, jaką mi daje, to: "Baw się dobrze". Jej zdaniem dobra zabawa jest bardzo ważna, a "Taniec z gwiazdami" może ją zapewnić.
- Wróćmy jeszcze na moment do Oli Kwaśniewskiej. Kibicowała jej pani, choć wcale się nie znałyście?
- To prawda, wtedy jeszcze nie znałyśmy się z Olą. Sympatyzowałam z nią z oczywistych dla mnie powodów: doskonale rozumiałam, co ona może przeżywać. Pamiętam program, w którym dokładnie widać było jej różowe majtki. Myślałam sobie wtedy: "Ojej, dziewczyno, teraz dadzą ci popalić". I faktycznie, następnego dnia jej majtki pokazały wszystkie gazety.
- "Polityka" dała jej okładkę w tych różowych majtkach.
- Pamiętam, to było straszne. Przyznam, że i mnie bolało. A z Olą poznałyśmy się jakiś miesiąc temu. To bardzo sympatyczna osoba.
- Ostrzegała panią?
- Powiedziała, że czeka mnie szalony, ale zarazem wspaniały okres w życiu. Wyznała mi, że jest bardzo szczęśliwa, że wystąpiła w tym programie. Nie kryła, że zmienił jej życie i ją samą. To była najlepsza wskazówka, jakiej mogła mi udzielić.
- W takim razie co chciałaby pani zmienić w sobie i w swoim życiu?
- W tym momencie chciałabym się wyluzować przed kamerami i obiektywami fotoreporterów.
- Zauważyłam, że cały czas peszy się pani i zasłania rękami.
- Niestety, moim największym problemem jest to, że ewidentnie się spinam. Tym bardziej że zauważyłam, iż kamera nie jest mi wierna. Mam jednak nadzieję, że w końcu uda mi się pokonać tę barierę.
- Zdaje sobie pani sprawę, że teraz pani majtki będzie można zobaczyć w gazetach?
- Nawet jeśli tak będzie, nie boję się tego. Jestem świadoma, że tak może się stać i przygotowałam się na to. Rozumiem, jak pracują media i tego potrzebują.
- Będąc blisko z tatą, miała pani okazje dobitnie się o tym przekonać.
- Dziennikarze są tylko ludźmi, a ludzie dzielą się na dobrych i na złych. Spotkałam się z zakłamaniem, z manipulacjami różnego rodzaju i chyba już nic nie jest w stanie mnie zdziwić.
- Czy dziennikarze zrobili pani kiedyś krzywdę? Pani osobiście, nie mówię tu o kłopotach braci?
- Mnie osobiście nie, przede wszystkim tacie. Na szczęście on zdążył już uodpornić się na różne sytuacje. Przy każdej okazji powtarza, że prawda jest najważniejsza. I że zawsze - prędzej czy później - się obroni.
- Próbowała pani swoich sił jako projektantka mody. Co z tego wyszło?
- Pasja została. Butik w gdańskim centrum handlowym - niestety, nie. Nie było zapotrzebowania na nasze rzeczy w stylu streetwear (hip-hop, graffiti, breakdance - przyp. red.). Ale to była fantastyczna przygoda i nie żałuję, że ją przeżyłam.
- Zamierzała pani studiować dziennikarstwo. Nadal ma takie pani plany?
- Nie, choć wciąż jeszcze nie zdecydowałam do końca, co będę studiować. Przyznam, że swój sposób myślenia o życiu i przyszłości zmieniłam diametralnie pod wpływem pracy u boku mojego ojca. Wiele się w ostatnim czasie nauczyłam. Tata bardzo mnie inspiruje, przy nim mogę się rozwijać. Dlatego po programie na pewno wrócę do pracy w jego kancelarii.
Nie kryję, że mam możliwość studiowania za granicą i taki pomysł kiełkuje w mojej głowie. Waham się między politologią a historią sztuki. Interesuje mnie jeszcze parę innych kierunków. Mam w sobie dużo pomysłów i chęci.
- Myśl o politologii wiąże się z pani tatą. Lech Wałęsa to symbol...
- ... i trzeba zająć się tym symbolem. Tata jest człowiekiem wielce zasłużonym dla Polski i świata. Ma zapewnione miejsce w historii. Wszędzie za granicą to widać i czuć na każdym kroku. Uważam jednak, że jako symbol i jako ambasador Polski powinien być bardziej wykorzystany dla dobra naszego kraju i każdego Polaka. I tutaj widzę misję dla siebie.
- Chciałaby ją pani pełnić w Polsce czy poza nią?
- Jesteśmy teraz jedną globalną wioską, więc nie ma już takiego podziału. Niestety, w Polsce ludzie o tym zapominają.
- Jak na ironię, zasługi Lecha Wałęsy bardziej doceniane są na świecie niż u nas.
- Za granicą ludzie nie mogą pojąć, dlaczego w swoim kraju Lech Wałęsa nie ma należytego miejsca.
- Boli panią to, że tata nie cieszy się w Polsce takim szacunkiem, na jaki sobie zapracował?
- Boli - to chyba niezbyt odpowiednie słowo. Raczej czuję wielką stratę. Dla mnie i dla moich rówieśników, którzy w ogóle nie czują dumy z naszej historii. Po prostu jej nie znają. To, czego dokonał Lech Wałęsa, to było wielkie zwycięstwo. Dlatego mile rozczarował mnie Paweł Gondek, który ma dopiero 19 lat, a jest tego wszystkiego bardzo świadomy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?