- Od dwóch dni Ministerstwo Obrony Narodowej rozmawia z amerykańską stroną o nowej wersji tarczy antyrakietowej. Powinniśmy się już cieszyć?
- A z czego?
- Z tego, że Amerykanie mają stacjonować w Polsce z antyrakietami krótkiego i średniego zasięgu typu SM-3 B.
- A ktoś widział te rakiety? Wersja B to nieistniejąca wersja lądowa morskiej rakiety SM-3. Amerykańska marynarka wojenna jest o wiele bardziej zaawansowana w pracach nad tego rodzaju antyrakietami niż armia USA. Pocisku SM-3 użyto oczywiście w ubiegłym roku do zestrzelenia satelity, operację przeprowadzono z powodzeniem, ale użyto wersji morskiej. Wersja B tej rakiety nigdy nawet nie była testowana. A przeniesienie pionowo startującego pocisku z okrętu na ląd nie jest prostą operacją. Na przykład nie wiadomo, jak rakiety będą się zachowywać w czasie transportu kołowego w specjalnych kontenerach startowych. Dochodzi do tego opracowanie procedur, zdobycie certyfikatów... Amerykanie prowadzą w tej chwili rozmowy o czymś, co nie istnieje, i wiadomo tyle, że to zupełnie wstępne rozmowy.
- No, ale MON i MSZ chwalą się, że na pewno w zamian za tarczę dostaniemy baterię Patriotów do obrony naszego terytorium...
- Od Amerykanów nauczyłem się dwóch rzeczy - jak obiad nie jest zapłacony, to się go nie je, i - jak nie ma podpisanej umowy, to nic nie jest pewne. Nie mamy podpisanej umowy na Patrioty, więc ich nie ma. Sytuacja z nową wersją tarczy jest podobna - nie ma konkretów, bo nie może ich być. Wskutek kryzysu Amerykanie uznali, że muszą wycofać się z kosztownego programu tarczy stacjonarnej na rzecz tańszej jej wersji, tyle że przy okazji chcą ratować dwa wielkie własne koncerny pracujące nad tą koncepcją. Taka jest polityka Ameryki - przygotować prezentację, slajdy, papierowy projekt - i szukać zwolenników, którzy po prostu dołożą do pomysłu.
Rozmawiał Wojciech Mąka