Spis treści
- Prezentacja nowego TM7 czy relacja z mszy?
- Skończył się abonament na przepisy w TM i... nie umie ugotować wody?
- Jak to właściwie jest z tym Thermomiksem?
- „Masz już TM7. Co Ty nie powiesz”? - taka dyskusja
- Thermomix - symbol przynależności do określonej grupy społecznej
- Beztłuszczowa frytkownica, a nie da się tego samego upiec w piekarniku?
- Biedniejsi też mają swojego „Thermomisia” - lepiej nie mów tego głośno
- Dubajskie! To jest to...
- Namiastka ekskluzywnego życia?
- Socjolog: "Przyprawia to mnie o gęsią skórkę"
W internecie krąży ostatnio obraz wygenerowany przez AI, gdzie thermomiksiarze są przedstawieni jako sekta.
Grubo!
Prezentacja nowego TM7 czy relacja z mszy?
To efekt histerii, która towarzyszyła niedawnej premierze najnowszego modelu Thermomiksa - TM7. Zaprezentowano go w Berlinie. W sieci zawrzało jednak nie z powodu debiutu nowej wersji robota kuchennego, a przez dość nietypową jego celebrację. Goście wstali i zaczęli kołysać się w rytm przeboju Eltona Johna „Can You Feel the Love Tonight”.
„Przez chwilę pomyślałem, że to relacja z jakiejś mszy” - napisał jeden z internautów na platformie X.
„Widziałem streaming nowych iPhone’ów, prezentację możliwości ChatGPT od Open AI czy wydarzenie, w czasie którego roboty robiły drinki od Elona Muska. Jednak krzyki, tańce i zachwyty nad nowym Thermomixem przebijają wszystko. Absolutny ewenement na skalę światową” - ocenił inny internauta na platformie Linkedin (cytujemy za Wirtualną Polską).
„To przecież jest sekta” - to komentarz, który pojawił się na Facebooku.
Na tym nie koniec.
Skończył się abonament na przepisy w TM i... nie umie ugotować wody?
Na TikToku furorę robi filmik z mężczyzną, któremu skończył się abonament na przepisy w Thermomiksie i... ma problem z zagotowaniem wody. Dla niewtajemniczonych: zakup Thermomiksa to jedno, bo dojść może do tego również płacenie abonamentu na platformę do gotowania.
Jak to właściwie jest z tym Thermomiksem?
Jedni śmieją się z wartego prawie 7 000 zł „garnka z internetem”; naprawdę aż tyle kosztuje najnowszy model. Inni go wręcz ubóstwiają i pieją nad nim z zachwytu.
Fanów znanej maszyny do gotowania jest całkiem sporo - Polska to prawdziwe „thermomiksowe zagłębie”. Jedynie w Niemczech sprzedaje się więcej takich robotów kuchennych, u nas blisko ćwierć miliona rocznie. W 2024 roku (do marca) przychód niemieckiej firmy Vorwerk, której flagowym produktem jest właś nie Thermomix, wyniósł, bagatelka, 727 mln euro (3,14 mld złotych).
W mediach społecznościowych tworzą się liczne grupy miłośników urządzenia. Szczęśliwi posiadacze popisują się, co w nim ugotowali lub upiekli, dzielą się przepisami, a przede wszystkim tryskają thermomiksową euforią.
„Masz już TM7. Co Ty nie powiesz”? - taka dyskusja
Oczywiście, nie brakuje złośliwych komentarzy - ich autorami są osoby, u których w kuchni taki luksusowy gadżet raczej nie stoi.
Rzut oka na jedną z przypadkowych dyskusji:
„Masz już TM7. Co Ty nie powiesz”?
„A co, nie mogę pochwalić się swoim stanem posiadania? Żal d... ściska, co?”
„Bez przesady, żaden luksus, pomaga mi w codziennym gotowaniu. Wiele osób ma”.
„Serio, wiele osób ma sprzęt za prawie siedem koła? U mnie w bloku na 300 mieszkań kupiło może pięć gospodarstw domowych, prędzej mają Lidlomiksy” (te uznawane są za podróbkę Thermomiksa, sprawa otarła się nawet o sąd - red.).
„Pani chodziła i pukała do tych 300 drzwi, żeby zapytać, kto ma, a kto nie? No, nie wierzę... Świat zupełnie zwariował”.
„Nie musiałam chodzić. Sąsiedzi się znają. Nie muszą udawać idiotów, że urządzenie to wykładnik prestiżu i bez tego ich życie nie istnieje”.
„ I czego mam im zazdrościć? Garnka z wagą za kilka tysi i abonamentem jak za telefon? Tym, którzy kupili, chodzi właśnie o to, by bieda pękała z zazdrości”.
„Siostra kupiła, postawiła w takim miejscu, żeby wszyscy widzieli. Po dwóch latach znudził się i teraz to tylko kolejny mebel w domu. Jednak się nie przyzna, że już nie używa. Raz mi tylko szwagier po cichu powiedział, że tęskni za normalnym schabowym usmażonym na smalcu i widać nareszcie się chłopina doczekał”.
Doszło już nawet do tego, że Thermomiksem zaczęli interesować się socjologowie.
Thermomix - symbol przynależności do określonej grupy społecznej
- Stał się symbolem statusu, wpisującym się w potrzeby konsumpcji ostentacyjnej - posiadanie tego sprzętu jest formą demonstrowania swojego stylu życia oraz przynależności do określonej klasy społecznej - komentuje dr Tomasz Marcysiak, socjolog, wykładowca Uniwersytetu WSB Merito w Bydgoszczy i Toruniu. - To wygląda tak samo, jak wtedy, gdy 50 lat temu pojawił się ekspres do kawy czy później mikrofalówka. Tworzenie wokół robota kuchennego specyficznych grup i społeczności przypomina mechanizmy funkcjonowania subkultur czy wręcz sekt. Użytkownicy budują tożsamość wokół produktu, dzieląc się doświadczeniami i podtrzymując wzajemny entuzjazm, także w mediach społecznościowych.
Beztłuszczowa frytkownica, a nie da się tego samego upiec w piekarniku?
Dr Marcysiak mówi, że podobnie można by długo opowiadać o frytkownicy beztłuszczowej Air Fryer, określanej często ironicznie jako „Thermomix dla ubogich”.
- Termin ten wskazuje na aspiracje społeczne osób pragnących uczestniczyć w pewnych trendach konsumpcyjnych, jednak dysponujących ograniczonym budżetem. Powstają społeczności internetowe, w których posiadacze Air Fryera wzajemnie napędzają zainteresowanie nim, dzieląc się przepisami, poradami czy opiniami, co dodatkowo wzmacnia społeczną atrakcyjność produktu - wyjaśnia socjolog.
Biedniejsi też mają swojego „Thermomisia” - lepiej nie mów tego głośno
Frytkownica Air Fryer jest dużo tańsza od Thermomiksa, można ją dostać już za kilka stówek. Oczywiście, da się kupić dużo dodatkowego ustrojstwa, jak ruszty, foremki czy tacki.
Air Fryer także stał się kuchennym hitem, choć dokładnie to samo można przygotować w piekarniku (wiem, airfryerzy „zabiją” mnie za ten tekst).
Podobno frytkownica zużywa mniej prądu. Podobno.
Spróbuj jednak napisać w mediach społecznościowych do fanów Air Fryerów, że zachwycają się „Thermomiksem dla ubogich” i masz gwarantowane, że cię „zjedzą! Nie znoszą takich porównań.
Co znajdziesz w komentarzach?
„Chyba pomyliłaś grupy, co tutaj robisz, jak nie potrafisz rozróżnić garnka od frytkownicy?”
„Kto wymyślił to porównanie i w ogóle skąd pewność, że mnie nie stać na Thermomiksa? A może ja potrafię gotować i nie muszę płacić kilka tysięcy za jakiegoś tam robota?”
„Jak chcesz, to wcinaj smażone, opływające tłuszczem i niezdrowe żarcie, smacznego. Albo lepiej kup frytkownicę beztłuszczową i wtedy pogadamy”.
„Przydaje się w kuchni, ale z tym tańszym prądem przesadzacie. Kupiłam, a moje rachunki za energię wcale nie zmalały”.
„Dlaczego pokazujecie tyle spalonych potraw w Air Fryerze? Przecież to nadaje się tylko do kosza!? Thermomiś to jednak Thermomiś i nikt mi nie powie, że jest inaczej”.
Tymczasem do thermomiksiarzy i airfryerów dołączyli jakiś czas temu smakosze wszystkiego, co tylko ma „dubajskie” w nazwie.
Dubajskie! To jest to...
Mamy okres przedświąteczny i ktoś właśnie puścił w obieg fejkowe zdjęcie Majonezu Dubajskiego z Winiar.
I co na to internauci?
„Idealny do śledzi w śmietanie”.
„Pod warunkiem, że to będą śledzie z Morza Dubajskiego”.
„Przy takim zestawie to radzę od razu sobie kupić dubajski papier toaletowy”.
Dubajskie szaleństwo ogarnęło nie tylko Polskę. Pistacja, główny składnik takich produktów, jest obecnie chyba najmodniejszym i najbardziej pożądanym orzechem na świecie.
Zaczęło się od czekolady, ale są też dubajskie np. pączki, ciasteczka, perfumy, a nawet pizza. Hitem tegorocznej Wielkanocy ma być dubajski sernik, a na przyjęciach z okazji Pierwszej komunii świętej - dubajski tort.
Co wyróżnia takie artykuły? Przede wszystkim wyższa cena, pączek z kremem pistacjowym kosztuje dwa razy tyle, co zwykły z marmoladą czy różą. Podobnie jest z innymi smakołykami.
Oryginalna dubajska czekolada to nadzienie z chrupiącego, opiekanego ciasta kataifi, pokryte kremem pistacjowym i tahini, a następnie oblane na bogato czekoladą. Tyle teoria, bo klientka jednego z dyskontów w Bydgoszczy kupiła taką czekoladę i poskarżyła się w sieci, że kremu pistacjowego było jak na lekarstwo, a zamienniki? Szkoda gadać... Czyli, czekolada na pewno nie dotarła do Polski ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i nie użyto takich przypraw, jak kardamon, szafran, aksamitna pasta tahini, sezam czy płatki róż. Te użyte nawet koło nich nie leżały.
Namiastka ekskluzywnego życia?
- Szał na produkty dubajskie można interpretować przez pryzmat aspiracji do luksusu oraz egzotyki - twierdzi dr Marcysiak. - Ich konsumpcja staje się namiastką ekskluzywnego stylu życia, kojarzonego z bogactwem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wpisując się w marzenia o awansie społecznym, prestiżu i przynależności do świata, który wcześniej wydawał się niedostępny.
Wykładowca WSB Merito mówi nam, że wszystkie te przykłady pokazują współczesnego konsumenta, który często robi zakupy kierując się nie tylko realnymi potrzebami, ale przede wszystkim symbolicznymi znaczeniami przypisywanymi produktom, co skutkuje powstawaniem fenomenów przypominających społeczną histerię.
Socjolog: "Przyprawia to mnie o gęsią skórkę"
- Fenomen popularności Thermomiksa, frytkownicy beztłuszczowej czy produktów dubajskich można rozpatrywać w kontekście szerszych zjawisk społecznych. Choć sam fakt, że zajmują się tym nawet socjologowie, przyprawia mnie o gęsią skórkę - kończy socjolog.
Od autorki:
Podchodzę z dystansem do zakupu sprzętów kuchennych. Kiedyś sprawiłam sobie urządzenie do robienia lodów - przygotowałam je raz. Mam też frytkownicę z koszykiem do smażenia. Jest takiego rozmiaru, że musiałabym wlać litr oleju, żeby zrobić porcję frytek. Użyta kilka razy. A wypasiony blender z licznymi dodatkami tkwi w kartonie, bo używam innego, prostszego. Gdzie ja to wszystko trzymam? W piwnicy! Jak myślicie, dlaczego w internecie jest wystawionych na sprzedaż tyle używanych Thermomiksów? Czyżby były zbyt luksusowe, by mogły zalegać w piwnicy?

