Pomysł wyłączenia z planów metropolii Torunia, a utworzenia jej z przyległymi mniejszymi miejscowościami, spotkał się niemalże z owacją bydgoszczan na forum internetowym Gazety Pomorskiej.
Wobec Torunia padły epitety: pijawka, gotycki relikt na mapie Polski, piernikowy liliput. Ponownie kpina dosięgła toruńskich granic. Czy jednak była tak zupełnie nieuzasadniona?
Niezgoda pomiędzy dwoma miastami sięga dalekiej historii. Kiedy krzyżacki Toruń świecił bogactwem, o Bydgoszczy nikt nie słyszał. Później sytuacja parę razy jeszcze się odwracała. Apogeum kłótnia osiągnęła przy ustalaniu siedziby sejmiku wojewódzkiego i wojewody, po ostatniej reformie administracyjnej.
Piękny Toruń i brzydka, ale uprzemysłowiona i większa Bydgoszcz, jak źle dobrana para małżeńska, są skazane na wspólną egzystencję - przekonują forumowicze.
Czy tą wspólnotą będzie niedługo metropolia? Nieważne, głosów za i przeciw jest wiele. Każdy pilnuje własnego interesu, ale czy naprawdę zysk nie może być obopólny?
Nie ma podobieństw pomiędzy miastami, ale interes przecież może być wspólny. "Moherowy pępek świata" jadący na gotyckim wózku nie przeniesie się nagle na Księżyc. Tym bardziej "brzydgoskie" miasto bez twarzy.
Jeden z forumowiczów napisał, że "nie widzi w tym stanie świadomości mieszkańców wspólnej metropolii". Proponuję, żebyśmy na chwilę zapomnieli o kompleksach, zdjęli moherowe berety, polonijne szaliki i pomyśleli, czy warto się kłócić. Bo czasem, jak to w nawet najmniej dobranym małżeństwie, lepiej po prostu usiąść i porozmawiać.