- Kupiłem ryby w sklepie w Tucholi, to jedna z placówek Gospodarstwa Rybackiego w Charzykowach. Przyniosłem je do domu i ryby tak cuchnęły, że po prostu je wyrzuciłem, bo nie dało się wytrzymać - opowiada Czytelnik. - Byłem w sklepie, ale sprzedawczyni zażądała paragonu lub pokazania ryby.
Klient zgłosił sprawę i bada ją sanepid w Tucholi. - Mamy zgłoszenie i oczywiście będziemy sprawdzać - potwierdza Justyna Szulc z sanepidu w Tucholi. - Przeprowadzimy kontrolę w tym sklepie.
W sanepidzie twierdzą, że to szczególny towar i trzeba zwracać uwagę przede wszystkim na warunki, w jakich jest przechowywany. - Najważniejsza jest temperatura - dodaje Szulc. - Trzeba zwracać też uwagę na wygląd i charakterystyczne cechy ryb, ale każdy gatunek jest inny i inaczej reaguje.
W sklepie twierdzą, że był u nich tucholanin i faktycznie skarżył się. Był agresywny, krzyczał, ale nie miał żadnego dowodu, że u nich kupił ryby. - Tak naprawdę, to każdy może zjeść rybę i przyjść do nas i żądać zwrotu gotówki - mówią w sklepie. - Nie możemy tak na słowo każdemu zwracać pieniądze. Pierwszy raz mamy taką sytuację. Tyle lat jest ten sklep, tyle ludzi przychodzi i nigdy nie mieliśmy podobnej sprawy.
Sprzedawca tłumaczy, że niektórzy, niestety, robią błąd, bo ryby w folii wrzucają do auta i zostawiają na kilka godzin. Ryby są szczególnie wrażliwe na takie warunki. - Jest ciepło, a czasem zostawiają w samochodzie i ryby duszą się. Tak nie powinno się przechowywać ryb. Pod maską auta wiadomo, jaka jest temperatura - dodaje. - My chętnie wymienimy towar lub zwracamy pieniądze. Dbamy o klienta, ale musi być jakiś dowód.
Więcej wiadomości z Tucholi na www.pomorska.pl/tuchola.
Dyrektor Gospodarstwa Rybackiego w Charzykowach zna sprawę. - Do mnie też zadzwonił ten pan - mówi Andrzej Sosiński. - Przedziwna sytuacja. Według jego relacji to nie on kupił ryby, tylko występuje w imieniu biednej pani z Wełpina. Zażądał najpierw, abym wystawił mu zezwolenie na łowienie na jeziorach bez wpisywania nazwiska. Mamy określone procedury i zezwolenia są tylko imienne. Cała wieś mogłaby łowić na to zezwolenie. Straszył mnie sanepidem i że zrobi nam "reklamę" w prasie i jak widać, tak się dzieje.
Dyrektor gospodarstwa rybackiego polecił kierownikowi sklepu w Tucholi, aby oddał pieniądze temu klientowi, ale musi mieć paragon. Już nie musi przynosić ryby, skoro są zakopane. - Bez paragonu nie możemy oddać pieniędzy. Nasze sklepy są pod stałą kontrolą sanepidu i nie boimy się kontroli. Mamy zbyt dużo placówek, aby pozwolić sobie na jakiś nieświeży towar - dodaje Sosiński.
Czytaj e-wydanie »