W całości lub w kawałkach, suszone lub wędzone. Od 60 do 100 centymetrów. Często w eleganckich opakowaniach, mających podkreślać walor ekskluzywności. Ceny również ekskluzywne - od 50 do 100 zł za sztukę. Na czym polega ten fenomen?
Urok żucia
- Nie da się ukryć, że jest w tym trochę marketingu, bo towar budzi ciekawość – przyznaje jeden z producentów suszonych przysmaków (prosi o anonimowość - „Nie chciałbym uzyskać medialnej sławy jako pan od penisów”). - Ale są też czynniki obiektywne – liczba penisów na rynku jest ograniczona i świeże penisy często trzeba zdobywać po znajomości. To trochę jak z zajęczymi uszami, które też są trudne do zdobycia. No i nie ma co ukrywać, że z punktu widzenia właściciela nie ma drugiej zabawki, która gwarantowałaby taką jakość.
Co niezwykłego jest w tych "odrzutach z produkcji mięsnej"? Penisy są nadzwyczaj trwałe. Dają satysfakcję z gryzienia, a pies spędza najczęściej wiele godzin zanim upora się z zabawką. To ważne, zwłaszcza gdy trzeba w krótkim czasie poskromić emocje zwierzęcia (na przykład w miejscu publicznym).
- Trwałością penisy są zbliżone do suszonych ścięgien, ustępują jedynie gryzakom z krowich kopyt – wyjaśnia nasz ekspert. - Ale kopyta mają często niezbyt przyjemny zapach i nie daje się ich przeżuwać, co jest szczególnie ważne w przypadku szczeniąt i młodych psów, którym wypadają mleczaki.

Penis do jedzenia i bicia
Co ciekawe, przez wieki penisy wołowe były zbyt cennym materiałem, żeby trafiać do psiej miski. Twardość i elastyczność suszonych penisów wołowych sprawiała, że te były wykorzystywane przez rzemieślników do produkcji biczów. To właśnie stąd wziął swoją nazwę bykowiec – giętki pręt zakończony czasem dodatkowymi rzemieniami. Jego złowieszcze działanie poznały na własnym karku nie tylko popędzane zwierzęta, ale również skazańcy i żołnierze. „Naturalny” bykowiec używany być do wymierzania kar w obozach Dachau oraz Mauthausen. Do dziś bykowce z wołowych penisów używane są przez jeźdźców w wyścigach konnych.
Zabytkowe bicze oglądać można na ekspozycjach muzealnych, między innymi w Muzeum Puszczy Drawskiej i Noteckiej im. Franciszka Grasia w Drezdenku. Ze względu na wytrzymałość penisy wołowe wykorzystywane były w elementach mocowania steru w drewnianych łodziach. Suszone albo wędzone penisy wołowe były też elementem ludzkiej kuchni. Wyrabiano z nich „zupę z krowiego dorsza” przypisując mu moc afrodyzjaku. Dostępne w sprzedaży penisy wołowe mają neutralny zapach, są twarde jak gałęzie drzewa. Po dłuższej „obróbce” przez psa miękną, stają się elastyczne, ale mocne.
Panie nie rozpoznają
Kilka lat temu penisom wołowym poświęcili badanie naukowcy z uniwersytetów w Bostonie i Ontario. Wyliczyli, że penis wołowy zawiera 88 kcal, czyli 30 proc. dziennego zapotrzebowania psa o wadze 5 kg. W 4 proc. próbek znaleźli bakterię clostridium difficile oraz gronkowca złocistego, a w 27 proc. escherichia coli (prawdopodobnie problem dotyczy również innych naturalnych przysmaków. O ile organizm psa raczej poradzi sobie z tą nieproszoną zawartością, to właściciele powinni myć ręce po kontakcie z psim gryzakiem – zaapelowali.
Badaniu towarzyszyła ankieta rozprowadzana wśród właścicieli (większość stanowiły kobiety), z których ponad połowa nie zdawała sobie sobie sprawy, że podaje psu przysmak pochodzenia zwierzęcego.
