https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W środku nocy, z dzieckiem na ręku. Tutaj trafiają kobiety na życiowym zakręcie

Katarzyna Piojda
Kobiety w hostelu mogą przebywać 3 miesiące, w uzasadnionych przypadkach - pół roku. Im szybciej jednak się stąd wyprowadzą, tym lepiej dla nich. Bo wierzą, że same sobie dalej poradzą w życiu albo - jak mówią - na szerokiej wodzie.
Kobiety w hostelu mogą przebywać 3 miesiące, w uzasadnionych przypadkach - pół roku. Im szybciej jednak się stąd wyprowadzą, tym lepiej dla nich. Bo wierzą, że same sobie dalej poradzą w życiu albo - jak mówią - na szerokiej wodzie. Dariusz Bloch
Środek nocy. Przy płocie pojawia się kobieta z dzieckiem na ręku. Płacze ona, płacze ono. Jeszcze godzinę temu byli w swoim domu. Ojciec tyran ich wyrzucił. To dlatego teraz zamieszkają w hostelu.

Hostel przy ul. Dunikowskiego na bydgoskich Wyżynach. Placówka interwencyjna. Tutaj trafiają ofiary przemocy domowej, tego domu nagle pozbawione. Świat im się zawalił. Znalazły się na życiowym zakręcie.

Mają 3 miesiące, żeby z zakrętu wyjść na prostą. Czas start. Z zewnątrz budynek przypomina przedszkole. Albo biurowiec. Piętrowy taki, z ogrodem i ogrodzeniem.

Przeczytaj także: Samotna matka-sprzątaczka została z dziećmi i problemami finansowymi. Nasi Czytelnicy pomogli pani Agnieszce z Bydgoszczy

Domofon. Wchodzisz.

Po lewej stronie parkuje pięć wózków dziecięcych. Na parterze są też pomieszczenia biurowe. Na piętrze - pokoje dla tymczasowych lokatorów. A raczej lokatorek i ich małych dzieci. Pachnie obiadem.

Prawie wszystkie pokoje zajęte. Standard dobry. W każdym po kilka tapczanów. I łóżeczka dziecięce.

Teraz w hostelu przebywa 6 kobiet. Kasia z pięciorgiem dzieci. Dominika z dwójką. Kolejna mama też z dwójką. Dwie matki, które mają po jednym dziecku. I ciężarna małolata.

Jedna matka jest w pracy. Dwie wyszły do miasta załatwić sprawy urzędowe. Trzy są na miejscu.

Pracownica socjalna je skierowała albo policja przywiozła. Niektóre same się pojawiły. Choćby w środku nocy, z dzieckiem na ręku. Tutaj same opiekują się dziećmi. Same gotują. Same też sprzątają. I piorą. Zakupy też same robią. Gdy brakuje im swoich pieniędzy, dostają stąd. Jakby państwowe.

Tymczasowe lokatorki szybko znalazły wspólny język. Każda ma inną, smutną przeszłość. Ciężkie boje za sobą i pewnie równie ciężkie jeszcze przed sobą. Każda zarzeka się, że jej partner to już przeszłość.

Kasia

Właśnie wiesza pranie na suszarce w korytarzu. Ma 33 lata i pięcioro dzieci. Najstarszy syn ma 13 lat. Najmłodsze są 4-letnie chłopaki bliźniaki. - Od 3 września tutaj jesteśmy - mówi Kasia. Ma duże, ładnie pomalowane oczy.

Opowiada: - Przez 10 lat żyłam z tyranem. Znęcał się nade mną i dzieciakami. Nie fizycznie. Psychicznie. Straciłam pracę jako krawcowa. Wtedy się zaczęło. Nie pozwalał mi nigdzie wychodzić. Tylko do sklepu i od razu z powrotem. Malować się nie mogłam. I ładnie ubierać. Jedynie w takich średnich ciuchach, po domowemu, mogłam chodzić.

Latami nie pracował. - Udawał, że ma schizofrenię - dodaje ona. - W psychiatryku lekarze stwierdzili, że symuluje.

Kasia, jej partner i dzieci mieszkali w kamienicy na piętrze, a pod nimi mieszkała jej mama. - On mi zakazał do niej schodzić. I tak ją odwiedzałam, ale tylko wtedy, jak siedział w domu kompletnie pijany albo jak trzeźwy wychodził, żeby się napić.

Matka nie stawała w obronie Kasi. - Sama ma problem ze sobą. Też pije. Od mojego dzieciństwa. Dobrze, że chociaż pracuje. Chałupniczą robotę ma.

Kasia doprowadziła do tego, że policja założyła partnerowi niebieską kartę, czyli dla rodzin, w której występuje albo może występować przemoc. Wspomnianego 3 września on znowu wyzywał ją i dzieci. - Powiedział, że woli, żeby dzieciaki trafiły do domu dziecka niż ze mną były - szepcze Kasia. - Wtedy postanowiłam odejść.

Stuknęły jej tutaj 3 tygodnie. - Nigdy wcześniej nie byłam w takiej placówce - przyznaje 33-latka. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Czeka na mieszkanie socjalne. I na informację z Administracji Domów Miejskich o przydziale tego mieszkania. - Jak pod koniec zeszłego roku się dowiadywałam, to byłam dziewiąta w kolejce. Na razie cisza. Na wynajem nas nie stać. Mamy 1250 złotych miesięcznie alimentów i zasiłków.

Dominika

U Dominiki, mieszkającej dwa pokoje dalej, gwarno. Półtoraroczny syn rzuca klockami. 2-miesięczna córka zaczyna gaworzyć w kołysce. - Też sama z nimi zostałam - mówi 21-latka.

Od 3 miesięcy przebywa w hostelu. Przyjechała w zaawansowanej ciąży. Dochód rodziny wynosi 477 złotych. Młoda mama jest bez zawodu, nie skończyła gimnazjum. - 29 września kończy się nasz pobyt w hostelu. Na pomoc ojca dzieci nie liczę, do niego już nie wrócimy - twierdzi dziewczyna o kręconych włosach. - Jak długo go znam, on zawsze wymigiwał się od roboty. Żyliśmy z moich alimentów, no ale jak długo tak można? Gdy dzieci się urodziły, nie interesował się nimi. Ani tym, żeby obejrzeć się za jakąś pracą.

Na swoją rodzinę Dominika też już nie liczy. - Mama ma dom, ale tam mieszka 10 osób. Dla nas miejsca brakuje. Zresztą, tam nigdy dobrze nie było.

We wtorek się wyprowadzą. Dokąd? - Pójdziemy na Polankę, wyjścia nie ma - uważa Dominika. Czyli do schroniska dla kobiet i dzieci. - Obyśmy jak najkrócej tam byli.

Ola

Mama 2-letniej Amelki, współlokatorka Dominiki, ma 19 lat. W zeszłym miesiącu znalazła się na Dunikowskiego. - I mam nadzieję, że potem nie będziemy musiały iść do schroniska.

Właśnie zaczyna pracę. - W gastronomii, jako kucharka - zapowiada. - Zarobię około 1200 miesięcznie. Jak będę dostawać alimenty, to na wynajem pokoju powinno wystarczyć.

Mieszkała ze swoim tatą. - Pijak z niego straszny - ocenia Ola. - Mama nas zostawiła, gdy byłam mała. Nie wiem, co z nią dalej. Po latach socjalna powiedziała, że mama przez jakiś czas koczowała na dworcu, tam urodziła moją siostrę i ją zostawiła.

W domu, u ojca, było coraz gorzej. - Doszło do tego, że odcięli nam prąd, ale nawet po ciemku libacje trwały.

Olę czeka nie tylko przeprowadzka, ale i sąd. - Ojciec Amelki przestał się nią interesować, gdy miała miesiąc. Nagle sobie przypomniał, bo dostał wezwanie na rozprawę. Chcę mu ograniczyć prawa do małej. On się sprzeciwia. Udaje, że mu na małej zależy. Nawet ostatnio sok i parówki jej kupił.

Sok i parówki nic nie dały. Ola nie chce mieć już nic wspólnego z tatą Amelki.

Magdalena Grzybowska, koordynator hostelu, prowadzonego pod szyldem Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych: - Wspieramy te nasze kobietki, ale za rękę ich prowadzić nie możemy. Każda, która się pojawia, ma tutaj czas, żeby się otrząsnąć i pozbierać. I potem pójść inną drogą. Tą prawidłową.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
Romek

Kiedy kobieta ma coś z głową, to zwykle facet się zawija z domu.  Niektórzy na to nie pozwalają i zostają, usuwając przyczyne konfliktu, czyli ją.  Dziecko jest tylko używane do walki, więc jest kobiecie potrzebne, nieważne, że płacze, ważne, że mamusia może go użyć w walce.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska