Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wałęsające się psy atakują dzikie zwierzęta. Zraniona sarna walczy o życie

(Deks)
- Mam nadzieję, że koźlak wydobrzeje - mówi Marian Jagodziński, prezes Koła Łowieckiego Bażant
- Mam nadzieję, że koźlak wydobrzeje - mówi Marian Jagodziński, prezes Koła Łowieckiego Bażant fot. Przemek Decker
- Jeśli koziołek się wykaraska, nigdy na niego nie zapolujemy- obiecują myśliwi, którzy zdołali wyciągnąć dzikie zwierzę z paszczy bezpańskiego psa.

To już tradycja, że myśliwi w styczniu organizują noworoczne polowania. Ten zwyczaj obowiązuje też w Kole Łowieckim "Bażant". Jego członkowie uznali jednak, że tym razem, zamiast strzelać do saren czy dzików, lepiej będzie bez broni wybrać się do lasu i wysypać jedzenie dla zwierząt.

W pobliżu drogi, którą można dojechać z Grudziądza do Białochowa, zauważyli dziwnie zachowującego się psa. Jak się okazało, pastwił się on nad małą sarną.

- Na początek wypłoszyliśmy psa i zajęliśmy się koźlakiem. Był bardzo zestresowany i nie mógł się ruszać. Jego stan był ciężki - mówi Marian Jagodziński, prezes koła "Bażant".

Myśliwi zastanawiali się, co zrobić z malcem. W końcu postanowili przewieźć go do jednego z gospodarzy w Rogóźnie. Teraz koziołek powoli zaczyna dochodzić do siebie. To czy przeżyje, wciąż jednak stoi pod znakiem zapytania.

- Być może poprosimy weterynarza, żeby dał mu kilka zastrzyków na wzmocnienie - wyjaśnia Marek Łopusiewicz, członek koła "Bażant".

Zwierzak dostanie "kamizelkę kuloodporną"

Dlaczego myśliwi tak zabiegają o to, żeby zwierzę przeżyło, skoro za kilka lat i tak może dostać od nich kulkę na polowaniu?

Obiecują znalezionemu rogaczowi założyć "kamizelkę kuloodporną". - Mamy specjalne opaski odblaskowe, na których widnieje nazwa naszego koła. Dzięki niej będziemy wiedzieli, że do tego osobnika nie można strzelać - zapewnia Łopusiewicz.

Jego zdaniem, historia koziołka doskonale ilustruje problem, jaki myśliwi mają z bezpańskimi psami, które atakują leśne zwierzęta. Łowczy mają prawo zastrzelić wałęsającego się pupila. Jednocześnie zdarza się, że to prawo jest nadużywane, bo to sam myśliwy ocenia czy pociągnąć za spust czy też nie.

Zarówno Marian Jagodziński jak i Marek Łopusiewicz przyznają, że nie raz już strzelali do psich czworonogów. Dodają, że zawsze robili to z bólem serca.

- Nigdy nie zabiłem psa, którego wcześniej choć kilka razy nie zauważyłem bez właściciela - twierdzi Marian Jagodziński. - Ludzie muszą jednak pamiętać, że ich zwierzak powinien być zamknięty. Co to za problem, wziąć go na smycz i zabrać na spacer? Ja z żoną właśnie tak robię.
A dzięki temu uda się uniknąć dramatów jaki spotkał ratowaną sarnę.

Wataha 24 wilków wyszła wprost na myśliwych. Byli w szoku!
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska