Dramat wydarzył się w mieszkaniu na wrocławskim Zakrzowie w kwietniu 2017 roku. Ofiara to 42 - letni Dawid M. Zaczęło się jak często w tego typu sprawach – od wspólnego picia alkoholu. Po kilku godzinach imprezy doszło do sprzeczki. Powód? Laptop ukradziony rzekomo gospodarzowi libacji Krzysztofowi P. , dziś jednemu z oskarżonych. Obrona przekonuje, że pan P. nigdy żadnego laptopa nie miał.
Tak czy siak zaczęła się kłótnia, a potem szarpanina i bójka pomiędzy Krzysztofem a Dawidem. Dołączył do niej Waldemar W. Jak później tłumaczył, stanął po stronie Krzysztofa, bo go lepiej znał. Zdaniem oskarżenia, to Waldemar bił najmocniej. Relacjonowała to w śledztwie kobieta, kolejna uczestniczka imprezy. Widziała jak ofiarę wywrócono na podłogę. Widziała bicie pięścią w twarz, podnoszenie z podłogi ze słowami „wstawaj świnio” i wielokrotnym uderzaniem o podłogę głową ofiary. Później przenieśli Dawida do przedpokoju.
Tam zobaczył go ktoś, kto przypadkiem zjawił się w mieszkaniu. Opowiadał potem o mężczyźnie z twarzą całą we krwi, zakrwawionym rękami, ciężkim oddychaniu. „Wyglądał jakby go tramwaj przejechał” - powie przesłuchującym go śledczym.
W końcu ktoś wezwał policję i pogotowie. Dawid M. trafił do szpitala. Po wielu dniach zmarł. Krzysztof i Waldemar zostali oskarżeni o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Dziś we wrocławskim sądzie okręgowym skończył się ich proces. Oskarżenie przekonuje, że dowody potwierdzają, że obaj mężczyźni popełnili zarzucane im przestępstwo. Krzysztof miałby pójść do więzienia na sześć i pół roku, a Waldemar - na osiem lat. Ojciec Dawida, który w sprawie jest oskarżycielem posiłkowym, twierdzi, że to co się stało to morderstwo. Uważa, że obaj powinni zostać skazani na kary po 25 lat.
Obrońcy przekonują, że nie ma dowodów i obaj powinni zostać uniewinnieni. Po pierwsze - nie ma dowodów na „związek przyczynowo – skutkowy” pomiędzy pobiciem a śmiercią. Wszak – przekonywał obrońca Waldemara – Dawid był mężczyzną bardzo schorowanym. Obrona Krzysztofa przekonuje, że to spokojny człowiek, nigdy nie był agresywny. Na pewno nie mógł być prowodyrem zajścia, bo nie miał laptopa.
Poza tym, gdyby Krzysztof spowodowała u ofiary tak poważne obrażenia, to sam miałby ślady jakiejś walki. Na własnym ciele i na ubraniu. A takich śladów nie było. Obrona wytknęła też prokuraturze, że nie przeprowadzono sekcji zwłok ofiary. Przyczyna śmierci nie jest więc znana. A z dokumentacji medycznej miałoby wynikać, że w szpitalu doszło do poważnego błędu, ujawnionego dopiero po kilku dniach.
