Pani Magdalena ma żmije w ogrodzie od ubiegłego piątku. Zdążyły - pisaliśmy już o tym - pogryźć jej psa. Zwierzę, dla którego jad mógł okazać się zabójczy, zostało uratowane, choć w całym woj. kujawsko-pomorskim służby weterynaryjne nie miały surowicy. - Ściągaliśmy ją z Łodzi - opowiada pani Magdalena. - Za kilka dni będę miała zapas tego leku we własnej lodówce. W ten sposób chcę ratować siebie i psa, bo żmije u nas nadal goszczą w ogrodzie.
W piątek i sobotę specjalistyczna firma z Brzozy zabrała trzy żmije. Ale pani Magdalena i domownicy widzieli ich całe gniazdo, co najmniej kilkanaście. Rozpełzły się po ogrodzie i w każdej chwili można się z nimi spotkać. - Proszę strażaków, by przeszukali ogród i zabrali je, ale oni każą mi wykopać dół, łapać je i tam wrzucać - opowiada pani Magdalena. - Boję się żmii i tyle. Są służby do tego powołane, więc niech się nimi zajmą.
I tu zaczyna się problem. Każdy przyjazd specjalistycznej firmy z Brzozy kosztuje od 800 do 1.000 zł. Sporo. Płaci za to gmina Koronowo. Mieszkanka Starego Jasińca chce pozbyć się jadowitego problemu. Strażacy, po rozmowie z burmistrzem, poradzili jej, by w ogrodzie wykopała sobie dół...
Są oni przygotowani do likwidowania gniazd os, pszczół, szerszeni. Mają sprzęt i zostali przeszkoleni. Dlaczego zatem nie są przygotowani do zbierania będącej pod ochroną żmii zygzakowatej?
- Bo dotąd nie było takiej potrzeby - mówi Zdzisław Busse, prezes OSP w Koronowie i zastępca nadleśniczego z Różannej. - Żmije pojawiały się sporadycznie, w zeszłym roku m.in. w Krówce. W tym roku leśnicy zgłaszają, że występuje ich zatrzęsienie. W Tylnej Górze ukąszony został niedawno wyżeł leśniczego. Można przeszkolić strażaków OSP i kupić sprzęt. Ale decyzję i tak musi podjąć i pieniądze wydać burmistrz Koronowa.