www.pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz

Rozmowa z Tomasz Brylewem, alpinistą, uczestnikiem wyprawy
- Co was zainspirowało do wyprawy na najwyższy szczyt półkuli południowej?

- Mój kolega Jacek planował wyprawę na Aconcaguę już kilka lat temu. Czytał relację z pobytu tam Witolda Ostrowskiego i jego zespołu. Droga na szczyt, którą wytyczyli, została nazwana "drogą Polaków". My właśnie tą trasą zamierzamy się wspinać. Nie jest łatwa do pokonania - w przeciwieństwie do tzw. komercyjnej. Kolejnymi czynnikami decydującymi były - długość urlopu i poziom umiejętności. Pracujemy i nie możemy sobie pozwolić na długą nieobecność w pracy. A umiejętności stale nabieramy.
- Dużo trenujecie przed wyjazdem?
- Od początku października, kiedy podjęliśmy decyzję o wyjeździe i kupiliśmy bilety, każdy trenuje indywidualnie. Trasa będzie wymagała od nas bardzo dobrej kondycji. Mniej umiejętności wspinaczkowych. Część z nas biega kilka razy w tygodniu. Jacek chodzi natomiast z bardzo ciężkim plecakiem. Będziemy musieli dźwigać bowiem 40-50 kilogramów pod górę.
- Czego się obawiacie?
- Żaden z nas nie był na takiej wysokości. Nie wiemy, jak poradzimy sobie z aklimatyzacją. Dlatego opracowaliśmy plan awaryjny. Ostatni etap trasy możemy pokonać drogą komercyjną. Dojdziemy do drugiego obozu i tam zadecydujemy co dalej. Jeśli poczujemy się na siłach, to czeka nas prawie tysiąc metrów wspinaczki po lodzie.
- Wyprawa jest nazwana bydgoską-toruńską, a przecież jej uczestnikiem jest także szczecinianin. Dlaczego?
- Michał jest członkiem klubu wysokogórskiego w Toruniu, Jacek i ja działamy w klubie bydgoskim, natomiast Rafał jest niezrzeszony. Nie miał więc nic przeciwko nazwie wyprawy.
- Największe problemy były...
- Chyba z uzyskaniem zgód naszych żon. Panie są jednak wspaniałe i zgodziły się nam dać przepustki. Sporo zachodu kosztowało uzyskanie urlopu od pracodawców. Mnie szef poszedł na rękę. Michał jest z zawodu wykładowcą i z tego powodu lecimy w czasie ferii zimowych.
- Ile kosztuje wyprawa?
- Mniej więcej 8 tysięcy na osobę. To pieniądze na bilety lotnicze, pozwolenie na wspinaczkę, hotele na miejscu, żywność, opłacenie mułów na pierwszym etapie zdobywania szczytu itp. Nie liczę w tej kwocie sprzętu, który jest wart nawet kilkanaście tysięcy złotych. Kupowaliśmy go wcześniej, teraz dokupimy tylko niektóre rzeczy. Takie jak buty wspinaczkowe i śruby lodowe. Na szczęście udało nam się zdobyć sponsorów. Jesteśmy po rozmowie z wiceprezydentem Bydgoszczy, Maciejem Grześkowiakiem. Obiecał nam pomoc finansową i objął patronatem wyprawę. Wsparcie zaoferowały też firmy z Torunia. My za to ze swej strony wbijemy chorągiewki z logiem Bydgoszczy i Torunia na szczycie.