W toruńskich placówkach oświatowych zatrudnionych jest ponad 3 tysiące nauczycieli. Zdecydowana większość z nich (niemal 1,9 tys.) to pedagodzy dyplomowani, czyli ci z najwyższym stopniem awansu i najlepiej zarabiający. Nauczycieli mianowanych mamy w mieście 887, a kontraktowych 341. Najmniej w oświacie jest młodych, zaraz po studiach - zaledwie setka.
Nie można powiedzieć, żeby praca w szkole była łatwa. Nauczyciele borykają się ze straszliwą biurokracją, nie dostają pieniędzy za zastępstwa, muszą się mierzyć z coraz poważniejszymi problemami wychowawczymi. Nie mogą mówić też o stabilizacji, bo z racji niżu demograficznego potencjalnie zagrożony jest każdy etat. Cierpią też na choroby zawodowe, wśród których jest między innymi depresja.
Nauczyciele z uprawnieniami do świadczeń emerytalnych to temat tabu. Kiedy pytamy o nich w magistracie, otrzymujemy spodziewaną odpowiedź:
- Nie posiadamy danych dotyczących aktywnych zawodowo emerytów - ucina Aleksandra Iżycka, rzecznik prezydenta Torunia.
Takie informacje uzyskaliśmy za to przed dwoma laty. Wówczas w toruńskich placówkach oświatowych pracowało 106 nauczycieli-emerytów. Najwięcej, bo aż 75 w zespołach szkół. Co ciekawe pedagodzy z ZUS-owskim świadczeniem byli też w przedszkolach (dwie osoby) oraz w podstawówkach (9 osób).
O tym, że kadra nauczycielska w toruńskich placówkach oświatowych się starzeje, świadczą informacje przekazane przez magistrat. W mieście mamy 3199 aktywnych zawodowo nauczycieli. Aż 2758 z nich, to ci z najwyższymi stopniami awansu zawodowego: dyplomowani (1871) i mianowani (887).
To oni także otrzymują najwyższe wynagrodzenia.
W 2014 - jak wyliczyli nam toruńscy urzędnicy - średnia miesięczna dla nauczyciela mianowanego to 3 tysiące 892 zł brutto, a dla dyplomowanego - 4 tysiące 965 złotych. Trzeba jednak pamiętać, że wliczono do nich „trzynastki” i wszystkie inne dodatki.
Dla porównania, pedagog, który dopiero startuje w zawodzie (stażysta) w ubiegłym roku zarabiał średnio miesięcznie 2 tysiące 573 zł brutto. Nauczyciel kontraktowy dostawał 3 tysiące 150 zł. Jednych i drugich jest w Toruniu 424.
W ostatnich latach władze miasta prowadziły politykę tzw. racjonalizacji wydatków w oświacie.
W rzeczywistości chodziło o cięcia etatowe i to dość poważne. Dostało się pracownikom administracji i obsługi, ale także bibliotekarzom i specjalistom z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej.
Co gorsza, na poprawę sytuacji w najbliższych latach nie ma co liczyć, bo niż demograficzny wciąż najmocniej dotyka szkoły ponadgimnazjalne.
Sytuacja w dość istotny sposób poprawiła się w podstawówkach, ale tylko dlatego, że w roku szkolnym 2015/2016 do pierwszych klas poszło półtora rocznika (dzieci urodzone w drugiej połowie 2008 roku i wszystkie 6-latki z roku 2009). Nie ma więc co liczyć na powtórkę.
Dzieci z rocznika 2009, który był w Toruniu rekordowy, bo przyniósł prawie 2,3 tys. urodzeń, za 6 lat będą w gimnazjach.
Za kolejne 3 trafią do ogólniaków. Dopiero wtedy sytuacja w toruńskich szkołach się ustabilizuje. Do tego czasu trzeba się liczyć ze wszystkim, łącznie ze zmianami w sieci placówek oświatowych.