Nawet najstarsi konserwatorzy nie pamiętają, by prywatna osoba otrzymała we Włocławku bezzwrotną dotację na remont zabytków. I raptem zdarzył się cud, wojewódzki konserwator wysupłał z chudej kasy 25 tys. zł na remont pewnego dachu. Czyjego? Rafała Sobolewskiego, szefa włocławskiej Rady Miasta.
Przychodzi radny do ratusza...
Niedawno Sobolewski kupił sobie w śródmieściu dom. Willa ma tylko jeden feler: przed 20 laty jakiś nadgorliwy konserwator wpisał ją do rejestru zabytków. Dom wybudowała 1926 roku. włocławska kuria. Dla emerytowanego biskupa. Po latach budynek przeszedł w prywatne ręce.
Sobolewski energicznie przystąpił do remontowania domu. Zimą ub. r. zabrał się za dach. Już 26 lutego włocławska delegatura Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków wydała zgodę na rozpoczęcie prac, co było konieczne do uzyskania pozwolenia budowlanego. Urzędnicy w ratuszu, bijąc wszelkie rekordy, jeszcze tego samego dnia wystawili mu stosowny dokument. Nazajutrz szef rady znów odwiedził delegaturę WUOZ składając wniosek o dofinansowanie. Chciał bowiem zamienić położone w latach 50. dachówki na nowe.
Sobolewski oszacował koszt tych prac na 60 tys. Wystąpił o 30-tysięczną dotację, drugie tyle miał wyłożyć z własnej kieszeni. W kwietniu wojewódzki konserwator zabytków Sambor Gawiński przyznał mu 25 tys. W skierowanym do niego piśmie konserwator usprawiedliwia się z tego kroku. Podkreśla m.in, że nawet po weryfikacji złożonych w całym województwie wniosków, łączna wartość dotacji, o które wystąpili ich autorzy, kilkakrotnie przekroczyła posiadane przez niego środki. Sobolewski raz jeszcze pochylił się nad kosztorysem. Okazało się, że może się jednak zmieścić w 50 tysiącach. Potem zainkasował pieniądze.
Willa przed... bazyliką
Inni wnioskodawcy nie mieli jednak tyle szczęścia. Oprócz szefa rady startował też właściciel zabytkowego pałacu w Długiem. Ale jego wniosek przepadł. Znacznie większe kontrowersje wywołało jednak odrzucenie wniosku złożonego przez Dom Dziecka nr 1 we Włocławku. Mieści się on w neoklasycystycznym pałacyku wzniesionym w XIX w. W 2003 r. zaczęto tam generalny remont, dostosowując siermiężne warunki do europejskich standardów. Ratusz wydał już na to prawie 1,5 mln zł, ale trzeba jeszcze drugie tyle.
Jak na ironię, właśnie radni PO, z której wywodzi się Sobolewski, zaczęli atakować dyrekcję Domu Dziecka, by bardziej szukała pieniędzy z tzw. źródeł zewnętrznych. Złożono m.in. wniosek do konserwatora zabytków. Dwa lata wcześniej w odpowiedzi na podobne wystąpienie odpisał, że skoro obiekt podlega ratuszowi, to niech on się martwi o pieniądze.
W ub.r. też odrzucono wniosek. Kierownik delegatury WUOZ Danuta Walczewska powtarza, że to samorząd powinien łożyć ten cel. A poza tym inwestycja już się zaczęła, a jej czas, zamiast wymaganego roku przewidziano aż na trzy lata.
W ub.r. załatwiono pozytywnie tylko pięć wniosków z Włocławka. Oprócz Sobolewskiego, były to zabytki sakralne, o całe niebo cenniejsze od domu szefa rady. Tyle samo co dla prominenta z PO przeznaczona na Pałac Biskupi, m.in. wzmocnienie konstrukcji ścian, restaurowanie malowideł i sztukaterii w kaplicy oraz sali reprezentacyjnej. Biskup wnioskował o 184 tys., dostał tylko 25. Jeszcze mniej, bo tylko 20, zamiast wnioskowanych 80 tysięcy, przeznaczono na konserwację płyt epitafijnych w gotyckiej bazylice, zabytkowej perły Włocławka. Zamiast planowanych 19 płyt, udało się odrestaurować tylko 4.
Złożyłem i dostałem
- Pierwszy raz składałem taki wniosek, nie wiem jaka jest praktyka dotycząca ich rozpatrywania. Po prostu złożyłem dokumenty i dostałem dofinansowanie. I to wszystko co mogę powiedzieć - oświadcza Sobolewski.
- Sprawa jest bardzo prosta - mówi wojewódzki konserwator Sambor Gawiński. - Z Włocławka było niewiele wniosków, wszystkie które spełniały formalne wymogi załatwiono pozytywnie. Nie wiedzieliśmy, że tu chodzi o radnego. Zapewniam, że udzielamy też dotacji osobom prywatnym.
Co najmniej w ostatnich 10 latach nikt z włocławian nie dostał takiej dotacji. Kierownik Walczewska nie potrafi sobie też przypomnieć takich przykładów z terenu działania delegatury. Jej zdaniem to wina właścicieli, zabytków, bo "nie zadają sobie trudu", by spełnić konserwatorskie wymogi i najczęściej nie robią nic.
Na tym tle Rafał Sobolewski jawi się jako chlubny wyjątek od tej reguły.