Czesław Wejner zdębiał, bo wie, że od dawna ule robione są z desek. Słomiane to absolutny przeżytek! Poza deskami, stosuje się też płyty wiórowe, styropianowe. Pojawiły się już nawet ule nowoczesne: z pianki poliuretanowej.
W tej sytuacji, trudno nie być pod wrażeniem, że ktoś ma w pasiece "słomę".
Wentylacja - ważna sprawa
Tym kimś jest Grzegorz Sowiński ze Złej Wsi - tuż za Kozielcem, w kierunku Fordonu. Chociaż mieszka w gminie Dobrcz, bliżej mu do koła w Świeciu. - Moje gospodarstwo leży w Dolinie Dolnej Wisły - tłumaczy.
To sąsiedztwo wielkiej rzeki sprawiło, że w pasiece pana Grzegorza stoją ule zrobione ze słomy. Dlaczego takie? - Po pierwsze, słoma jest tańsza niż deska. A po drugie, to ważniejsze: jest odporna na wilgoć, normalną nad Wisłą. W ulu musi być sucho, potrzebna jest wentylacja. To podstawowa sprawa i w upały, i w mrozy, gdy pszczoły zimują, i wydychają powietrze. Gdyby zaczęło się skraplać, a potem zamarzać, pszczoły nie dożyłyby wiosny - wyjaśnia pan Grzegorz, a po chwili dodaje: - Powiedział mi o tym mój mistrz pan Edmund Bogdański. Przejąłem po nim 120 uli.
Dziś pan Grzegorz ma ich 60. Wszystkie zrobił sam. - Tnę słomę sierpem, wyczesuję ją, obieram kłosy, potem prasuję prasą, a na koniec szyję - opowiada. - Ciężko teraz znaleźć dobrą słomę, bo kombajny szatkują zboże. Nie ma już prostej słomy, jak to kiedyś w stogach.
Tymczasem potrzebna jest co rok. - A to coś spadnie, a to sikorka dziurę wydziubie. Jak to w pasiece - podsumowuje pszczelarz.
Teraz jest wygodniej
Na dodatek, jemu trzeba czasem naprawdę ładnej słomy. Tylko taka nadaje się na kuszkę - ul stosowany sto lat temu! - Zdębiałem, jak dostałem od Grzesia kuszkę - wspomina Czesław Wejner. - Widziałem kiedyś takie, słyszałem o nich. A Grzegorz mało, że takie robi, to jeszcze ich używa!
- Tylko jako rojnicy, gdy pszczoły są na drzewie; ale od kuszek zaczynałem - przyznaje pan Grzegorz. Twierdzi, że to zupełnie inna zabawa. Głównie z powodu wygody, jaką pszczelarzowi dają ramki. Zanim zaczęto je stosować, w użyciu były kuszki. - Pszczoły budują w nich na dziko. Miód trzeba wyciskać samemu, prasą, przez sito. Poza tym, jest go o połowę mniej niż z ula - wylicza pan Grzegorz.
Ale jego kuszki i tak robią furorę jako gadżety. - Podobają się gościom z Zachodniej Europy - przyznaje. Dlatego czasem zrobi jedną; bywa, że w prezencie, jak dla pana Wejnera. - Taka to dla mnie tradycja... lubię to robić i chciałbym, żeby przetrwały kuszki, słomiane ule i pszczelarstwo w ogóle - wylicza jednym tchem. Bo on, jak i inni entuzjaści cudu pszczelej pracy, zamartwiają się co rusz: - Co to będzie, jak my umrzemy? Co będzie z pszczołami, co z miodem? Już dziś rzepak sam się zapyla, niby-miód w markecie chodzi po 10 zł, a w Chinach pędzlem zapyla się kwiaty. Co to będzie?!