Takich działań osłonowych, jakie obiecują pracownikom włocławskiej fabryki członkowie zarządu Akzo Nobel, właściciela spółki, jeszcze we Włocławku nie widziano. To przede wszystkim duże dotacje dla tych, którzy zdecydują się pozostać w firmie, co wiąże się z przeprowadzką do Pilawy.
Decyzja jak świeża farba z Nobilesu
- To niewielka miejscowość, leżąca jednak w pobliżu sporego miasta, jakim jest Garwolin - mówi Janusz Naglik, dyrektor generalny Akzo Nobel w Polsce. - Obiecujemy nie tylko pieniądze, ale również pomoc zarówno przy znalezieniu mieszkania czy domu, ale także przy samej przeprowadzce. Będziemy też oferować dotacje finansowe, na przykład na pokrycie kosztów zatrudnienia naszych pracowników w innych firmach we Włocławku.
Zdaniem Janusza Naglika decyzja o zaprzestaniu za półtora roku produkcji farb we Włocławku i przeniesieniu jej do Pilawy, jest bardzo świeża. - Programy pomocowe dla pracowników dopiero powstają, konsultujemy je z załogą - mówi dyrektor Akzo Nobel. - Istotne są dla nas również oczekiwania ludzi, poprosiliśmy ich więc o czas do zastanowienia się nad sytuacją.
W spotkaniach z przedstawicielami zarządu spółki, którzy od 21 bm., gdy ogłoszona została informacja o planowanej za półtora roku likwidacji fabryki, goszczą we Włocławku, uczestniczą przedstawiciele Rady Pracowniczej, związkowcy, a także kilkunastoosobowa grupa przedstawicieli poszczególnych wydziałów. - W zakładzie powstał punkt konsultacyjny, w którym każdego dnia załoga może uzyskać informacje o aktualnej sytuacji - przekonuje Janusz Naglik.
Nie wszyscy są optymistami
Optymizmu zwierzchnika nie podziela Czesław Zawadzki, przewodniczący zakładowej organizacji Związku Zawodowego Inżynierów i Techników. - Od czasu, gdy nadeszła ta wiadomość, mam kłopoty z zaśnięciem - mówi, martwiąc się nie tyle o siebie, ile o młodszych kolegów. Pan Czesław przepracował w fabryce ponad 41 lat. - Wmawiano nam, że kryzys w Polsce to wymysł mediów, tymczasem przekonujemy się na własnej skórze, jak bardzo pazerny potrafi być biznes.
