Śledczy z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe otrzymali długo oczekiwaną opinię biegłych w tej sprawie.
- Z dostarczonej nam opinii wynika, że lekarka zwlekała z przeprowadzeniem operacji cięcia cesarskiego - mówi prokurator Włodzimierz Marszałkowski.
Podejrzana poczeka na proces na wolności. Śledczy nie wnioskowali bowiem do sądu o objęcie lekarki aresztem, ani dozorem policji.
- Nie było takiej konieczności - wyjaśnia śledczy.
W 2011 roku w Szpitalu Uniwersyteckim im. Biziela w Bydgoszczy na oddziale położniczym znalazła się matka w dziewiątym miesiącu ciąży. Kobieta była przygotowywana do porodu. Pojawiły się komplikacje, w końcu lekarze przeprowadzili "cesarkę". Noworodek nie zdołał jednak przeżyć nawet doby.
Dochodzenie w tej sprawie trwało tak długo, ponieważ prokuratorzy czekali na pełną ekspertyzę biegłych. Powołani przez prokuraturę medycy sprawdzali szpitalne dokumenty i dane dotyczące prowadzonej ciąży. Uchybień w postępowaniu lekarki dopatrzyli się kilka tygodni temu.
Przeczytaj także: Kto jest winny śmierci 2,5-letniego Oliwiera? Rodzice i szpital mają odmienne zdania [wideo]
W szpitalu nikt nie zamierza komentować tej sprawy
- Dyrektor będzie dopiero w poniedziałek, a do nas nie dotarło jeszcze żadne pismo z prokuratury w tej sprawie - twierdzi Kamila Wiecińska, rzecznik prasowy szpitala. - Trudno nawet nam w tej chwili ustalić, o którą lekarkę chodzi.
Dodaje, że o sprawie nie wie jeszcze nawet szpitalny radca prawny. Zapewnia, że do zarzutów postawionych lekarce będzie można odnieść się dopiero na początku przyszłego tygodnia.
Z naszych informacji wynika jednak, że fatalny w skutkach zabieg przeprowadziła doświadczona lekarka.
- To nie była osoba pracująca w szpitalu od niedawna - wyjaśnia prokurator Marszałkowski. - Staż pracy w tym przypadku nie był jednak głównym przedmiotem naszej analizy.
O błędach lekarskich mówią, m.in. art. 157 160 kodeksu karnego. Za błąd, w którego efekcie nastąpiła śmierć pacjenta, lekarce może grozić nawet 5 lat więzienia.
Czytaj e-wydanie »