Swój bieg wygrał, ale ostatecznie został sklasyfikowany na 12. pozycji. Tuż przed nim był Koen Verweij. Ten sam, który na poprzednich igrzyskach przegrał z Bródką złoty medal o pamiętne 0,03 sekundy. Tym razem Holender był szybszy o 0,05 sekundy. - Nie byłoby źle, gdybyśmy rozmawiali o pierwszej dziesiątce, a nie drugiej - skwitował 33-letni zawodowy strażak.
Mimo wszystko zadowolony. Jak się okazało, mało brakowało, a w Pjongczangu by nie wystąpił. Głównie przez kontuzję, którą utrzymał w tajemnicy.
- Trzy tygodnie temu rozciąłem skórę na kostce. Były chwile grozy, bo rana była do samej kości. Szczęście w nieszczęściu, że nie przeciąłem żadnego ścięgna. Skończyło się na siedmiu szwach - opowiadał Bródka.
Urazu doznał podczas treningu na wirażu. - Upadłem tak niefortunnie, że dojeżdżając do bandy przeciąłem własną płozą protektor na butach i w ten sposób uszkodziłem kostkę. Nie byliśmy pewni, czy zdążę stanąć na starcie w pełni sił. Udało się dzięki Natalii Mrozińskiej, która pomogła mi w rehabilitacji. Jeśli dodam do tego trudny sezon, w którym miałem naderwany mięsień czworogłowy, przez który nie zakwalifikowaliśmy się na olimpijskie bieg drużynowy, to naprawdę jestem szczęśliwy, że wystartowałem w Pjongczangu - podkreślił Bródka, który nie ukrywał też, że liczył na wyższe niż 12. miejsce.
Mimo swoich kłopotów, spisał się najlepiej z Polaków. Jan Szymański był 16. - Liczyłem na wyższe miejsce. Nie pojechałem tak, jak tego oczekiwałem, choć w tym tygodniu dobrze mi się trenowało. Po cichu liczyłem, że mogę zaskoczyć. Niestety, zabrakło mi argumentów na ostatnich rundach. Świat idzie do przodu, a my nie - podsumował brązowy medalista drużynowy z Soczi, który ze łzami w oczach opuszczał strefę rozmów z dziennikarzami.
Konrad Niedźwiedzki zajął 20. miejsce. - Masakra. Chciałem pobiec dynamicznie, ale też zaoszczędzić siły i chyba przesadziłem. Stąd taki „drewniany” przejazd. Zresztą patrząc na czas, to liczyłem na przejazd o sekundę krótszy. Tyle że i to by nic nie dało. Poziom był kosmiczny - podsumował trzeci z brązowej ekipy sprzed czterech lat.
Złoty i srebrny medal zdobyli Holendrzy. Odpowiednio - Kjeld Nuis i Patrick Roest. Min Soek Kim z Korei Południowej.
Dla Bródki i Szymańskiego to koniec olimpijskich zmagań. Niedźwiedzkiego czekają jeszcze dwa starty - na 1000 metrów (23 lutego) i bieg masowy (24 lutego).
- Bieg na 1500 m pokazał, że faworyci nie wygrywają. Może na tej zasadzie będę „czarnym koniem” w starcie masowym? Po tym ostatnim starcie zastanowię się, czy to są moje ostatnie igrzyska - zapowiedział 33-letni Niedźwiedzki, dla którego te igrzyska są czwartymi.
Z Gangneung Tomasz Biliński
Pjongczang 2018. Kamil Stoch: Nie mamy za co się rewanżować, nikt nas nie skrzywdził, nie pobił