Członkowie fundacji "Cuiaviana" od początku podkreślali, że chcą pomagać ludziom, którzy sami sobie pomóc nie potrafią. Przychodzili do nich zazwyczaj najbiedniejsi i najstarsi. Zagubieni prosili o porady prawne.
Protest przeciwko podwyżkom czynszów. W czwartek wywieszą czarne flagi
Protest pod urzędem
Głośno o "Cuiavianie" zrobiło się jednak w połowie ubiegłego roku. Gdy do inowrocławian dotarła informacja o 40-procentowej podwyżce czynszów komunalnych, zaczęli się organizować. Szef fundacji Zbigniew Gedowski stał się nieoficjalnym przywódcą tej grupy. Na początku września doprowadził do protestu pod Urzędem Miasta.
Do zebranych, głównie ludzi w podeszłym wieku, grzmiał przez megafon: - W latach 80-tych podwyższono o 40 procent produkty żywnościowe i od tego zaczął się bunt społeczny w całym kraju. A teraz podwyżkami objęto nie tylko produkty żywnościowe, ale również czynsze. My weterani w walce o wolną Polskę nie chcemy powtórki z historii! - krzyczał, a zebrani nagradzali jego słowa gromkimi brawami.
Kilka dni po tym proteście prezydent Ryszard Brejza podjął decyzję o obniżce czynszów o połowę. Na każdym kroku jednak podkreślał, że nie zrobił tego pod naciskiem protestujących. Przekonała go do tego niezwiązana z Gedowskim grupa mieszkańców, która odwiedziła go osobiście i przedstawiła swoje bolączki.
Wyrzuty sumienia
Jednak miesiąc po proteście Ratusz rozwiązał umowę najmu z Beatą Łukasiewicz, która udostępniała pomieszczenia fundacji.
- Nie wiem, dlaczego podjęto taką decyzję. Urząd jej nie uzasadnił, bo też nie musiał. Zgodnie z umową każda ze stron mogła ją rozwiązać z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia - tłumaczy Łukasiewicz. Kiedy dostała wypowiedzenia, rozwiązała umowy ze swoimi podnajemcami, w tym też i z fundacją.
- Mam wyrzuty sumienia. Przeze mnie zarówno pani Beata, jak i firmy, które miały siedzibę w tym budynku, musiały się wyprowadzić. Jest mi z tego powodu bardzo przykro - tłumaczy Gedowski.
Zapewnia, że pomieszczenia te udostępniano fundacji bezpłatnie. Jest przekonany, że gdyby nie jego działalność, nikt nie musiałby się przeprowadzać.
- Urzędnicy potrzebują ludzi, którzy by im przyklaskiwali. Tymczasem my mówiliśmy głośno o sprawach, które nie dawały im poklasku. Byliśmy uciążliwą fundacją. Stąd wypowiedzenie - przekonuje.
Kuriozalna umowa
Tymczasem Ratusz ma jasne stanowisko: - Pan Gedowski przecenia swoją rolę w tej sprawie - zapewnia Monika Dąbrowska, rzecznik prasowy prezydenta. Tłumaczy, że miasto postanowiło jedynie rozwiązać "kuriozalną umowę" z 2002 roku, która pozwalała najemczyni na podnajmowanie pomieszczeń i "czerpanie z tego tytułu dochodów".
- Po dokonaniu kontroli wszystkich umów na wynajem okazało się, że była to jedyna tego typu umowa. Od wielu lat niedopuszczalne jest podnajmowanie wynajmowanych lokali bez zgody właściciela obiektu. Wypowiedzenie umowy miało na celu uporządkowanie tej anormalnej sytuacji - tłumaczy.
Beatę Łukasiewicz śmieszy ta argumentacja. - Jeżeli chodziło tylko o to, to dlaczego nie zaproponowano mi umowy na normalnych warunkach. Przez tyle lat nikomu to nie przeszkadzało. Zaczęło przeszkadzać, gdy fundacja zaczęła robić problemy. Taka jest prawda - wyznaje.
Lepiej i taniej
W Ratuszu zapewniają, że wszyscy podnajemcy Beaty Łukasiewicz otrzymali informację "o możliwości zawarcia umowy najmu na nowych warunkach, po uprzednim zdaniu budynku właścicielowi". Tylko jedna firma złożyła zapytanie w tej sprawie.
- Otrzymała odpowiedź, że sprawa zostanie rozważona po zdaniu kluczy. Jaka firma zdecydowałaby się na takie ryzyko? - pyta Rafał Mikołajewski, prawnik związany z fundacją i firmami, które do niedawna miały swoją siedzibą przy ul. Laubitza 18.
Przedsiębiorcy przeprowadzili się już do odnowionego budynku przy ul. Szerokiej.
- Dziś mamy lepiej i taniej - mówi Beata Łukasiewicz, a Rafał Mikołajewski dodaje: - Firmy, które przeniosły się do nowego budynku, nie żałują. Tylko fundacja nie ma gdzie się podziać.
Zbigniew Gedowski na razie interesantów przyjmuje w swoim domu. Na spotkania umawia się telefonicznie (tel. 511 931 170). Szuka nowej siedziby. - Chciałbym ją znaleźć blisko Urzędu Miasta. Wtedy goniec z korespondencją nie musiałby tak daleko biegać. A może współpraca z urzędnikami będzie się lepiej układała - śmieje się.
Budynek przy ul. Laubitza od początku lutego stoi pusty. Wkrótce rozpisany zostanie przetarg na najem znajdujących się w nim pomieszczeń.
Czytaj e-wydanie »