Kobieta mówi, że Wojtuś jest trudnym dzieckiem. Ale to jej syn, krew z krwi, więc póki sił starczy będzie o niego dbała. Na razie marzy tylko o jednym, by jej syn wrócił do Włocławka. Nie, nie do domu, bo to nie jest możliwe, ale do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego przy ulicy Leśnej, gdzie jakiś czas przebywał. Teraz jest w odległej Nysie, w "poprawczaku". Ucieka stamtąd, bo tęskni za swoimi.
Kandydat na piekarza
Wkrótce Wojciech przestanie być dzieckiem, bowiem we wrześniu skończy 18 lat. Przeżył jednak sporo. Wąchał klej, popełniał drobne przestępstwa. Ludzie, którzy go znają, mówią o silnej więzi z ojcem, wymuszającym nie zawsze pozytywne zachowania. - Może ma to po ojcu? - zastanawia się sąsiadka, znająca dobrze tę rodzinę. Wie, że ojciec i wypić, i uderzyć potrafi.
W Ośrodku Szkolno-Wychowawczym przy ulicy Leśnej we Włocławku Wojtek nie pozostawił po sobie dobrych wspomnień. - To na pewno trudny chłopak - przyznaje dyrektor Kazimierz Bitkowski. - Uczył się u nas w szkole zawodowej, miał zdobyć zawód piekarza. Nauka niezbyt go jednak interesowała, wciąż uciekał do domu.
Podopopieczni ośrodka mogą legalnie odwiedzać swe rodziny podczas weekendów. Jeśli mieszkają niedaleko i dobrze się sprawują, wizyty w domach możliwe są jeszcze częściej. Rodzina Wojtka ma mieszkanie we wschodniej dzielnicy Włocławka, niedaleko od Leśnej. Być może ta bliskość sprawiała, że Wojtek nie czekał od niedzieli do piątku, tylko szedł do domu kiedy chciał.
Brygada specjalna
Jego koledzy z ośrodka pamiętają, że kiedyś zabrał nóż. Potem chwalił się, że postraszył nim matkę. Mimo młodego wieku Wojtek ma na koncie sporo przestępstw. Gdy po kolejnej ucieczce udał się po niego do domu policyjny patrol, chłopak zabarykadował się w mieszkaniu. Był tak agresywny, że trzeba było wezwać brygadę antyterrorystyczną.
- To matka prosiła nas o pomoc - przypomina Elżbieta Różańska, psycholog z Ośrodka przy ulicy Leśnej. - Była u nas kilka razy, bardzo zależało jej, żeby syn skończył szkołę zawodową. Sama sugerowała przeniesienie do innego miasta, by mógł zerwać z dotychczasowym środowiskiem.
Matka nie bardzo wie dokąd jeszcze może się udać. Żałuje, że Wojtek nie został we Włocławku, tylko trafił do Nysy. Stamtąd też ucieka.
Jak "odkręcić" sprawę?
- Chłopak ma wykształcenie podstawowe, dotarł do drugiej klasy szkoły zawodowej - mówi dyrektor Kazimierz Bitkowski. - Gdy stało się jasne, że u nas szkoły prawdopodobnie nie skończy, zaczęliśmy szukać podobnej placówki w innym mieście. W Nysie jest taki sam zakład, kształcący przyszłych piekarzy, dlatego zdecydowaliśmy o wysłaniu Wojtka właśnie tam. Wciąż jest podopiecznym nyskiego ośrodka.
Dla matki jest już oczywiste, że lepiej było, gdy Wojtuś był we Włocławku. - Była u nas kilka razy, próbowała "odkręcić" sprawę. Ale to nie jest takie proste, włożyliśmy sporo wysiłku w załatwienie chłopcu zakładu w Nysie, gdzie ma możliwość kontynuowania nauki - mówi dyrektor.
- Może redakcja pomoże? - łudzi się kobieta. Przyznaje, że Wojtuś to zły chłopiec. Ale to przecież jej dziecko...
Zły chłopiec
Barbara Szmejter
Matka marzy tylko o jednym: żeby jej chłopiec wrócił do Włocławka.