Najtrudniejsze było "namierzenie" tych, którzy żyją pod "chmurką". A miejsca ich przebywania są bardzo różne. - Spotkaliśmy takie osoby w namiotach w lesie rudnickim, w pustostanach przy dworcu PKP... - wylicza Małgorzata Suchomska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Wśród koczujących była jedna kobieta.
Przeczytaj również: Siarczysty mróz na dworze, a oni śpią pod gołym niebem. Rozgrzewa ich miłość i... kartony [zdjęcia]
Koczują w centrum. W "browarze"
Nie wszyscy bezdomni spokoju szukają na obrzeżach miasta czy w lesie. Często schronienie znajdują pod naszymi oknami. - Na przykład w pustostanie po dawnym browarze - wyjaśnia Szymon Szumski.
- Albo w opuszczonym budynku przy piramidzie solankowej - dodaje Jan Przeczewski, komendant straży miejskiej w Grudziądzu.
Zarówno streetworker, jak i strażnicy oraz policjanci zaznaczają, że osoby żyjące w namiotach, szałasach czy na "dziko" w ogródkach działkowych, trudno przekonać, by skorzystały z pomocy schroniska.
- Ci ludzie chcą wolności. Nie godzą się na to, by "ktoś stał nad nimi" - tłumaczy Szymon Szumski. - Nie chcą podporządkować się zasadom panującym w schronisku.
Czekają na wszystkie dane
Z informacji uzyskanych od streetworkera wynika, że najmłodszy bezdomny w mieście ma zaledwie 24 lata. Najstarszy jest po "pięćdziesiątce". - Dla nich życie to ciągła tułaczka - dzieli się doświadczeniem Szymon
Szumski. - Nie chcą wsparcia. Nie chcą nawet pomocy medycznej, gdy ich zdrowie jest poważnie zagrożone.
Oprócz koczowisk, ekipy liczące bezdomnych odwiedziły też szpital, schroniska dla mężczyzn i kobiet, izbę wytrzeźwień, szpital i więzienie. - Dane z tych placówek dopiero zbieramy - informuje Małgorzata Suchomska. - Ostateczną liczbę bezdomnych będziemy znali 30 stycznia.