Twórcy, autorzy wierszy to dobrzy ludzie. Otarli się gdzieś o swoje szczęścia i nieszczęścia. To ich wzmacnia i pozwala tworzyć. Zapisywać życie.
- Proszę pani, proszę pani, poety już przyjechały. Można ich dotknąć? - pytały przed spotkaniem dzieci w jednej ze szkół. Toruńska poetka Alicja Podlas napisała o tym wiersz: "dzieci dotykają piór poetów". Od dwudziestu jeden lat uczestnicy Ogólnopolskich Literackich Spotkań Pokoleń w Kobylnikach pod Kruszwicą jeżdżą do szkół, przedszkoli i bibliotek, by dzieci i młodzież dotykały piór poetów. Uważają, że dopiero po latach okaże się, że to był wielki wkład w humanizację dzieci. Bezcenny skarb wychowawczy. Elżbieta Nowosielska, jurorka: - Ważna jest radość z odbiorcy, także w szkołach. Jeśli co 10, 20 uczeń chwyci za tomik lub znajdzie w nim radość, ukojenie, to już jest dużo. Poezja nigdy nie miała masowego odbior cy.
- Satysfakcja przychodzi z takich spotkań - zapewnia Elżbieta Nowosielska. Od lat związana jest z Inowrocławiem, poetka, autorka podręczników szkolnych, redaktor almanachu poetyckiego "Zapisywanie życia" - pokłosia Spotkań Pokoleń.
Zaczęła pisać wiersze po studiach. Mówi, że w życiu każdego twórcy przychodzi moment, w którym chciałoby się, by wiersz ożył, dlatego wysłała swoje wiersze do "Życia Literackiego" w Krakowie. Tadeusz Śliwiak odpisał: "Proszę dalej pisać i pamiętać słowa Przybosia, że "poezja żyje wtedy, kiedy ma nadawcę i odbiorcę". Dlatego cieszyła się z każdego konkursu i spotkań z czytelnikami.
Wyznaje herbertowską zasadę, że człowiek musi być bardzo szczęśliwy, żeby pisać. - Kiedy przygniata mnie tragedia, nieszczęście, to wszystko odkładam - dopowiada. - Kiedy jestem szczęśliwa, to mogłabym rozpisać ten stan na cały świat.
Już po raz 25. odbyły się w naszym regionie Literackie Spotkania Pokoleń. Do Kobylnik pod Kruszwicą przyjechało kilkudziesięciu poetów z całej Polski. Uczestniczyli w warsztatach poetyckich, wyjeżdżali na spotkania do szkół.
W takich spotkaniach uczestniczyła kiedyś 20-letnia Nadia Szymaniak. Pochodzi ze Słabęcina, wioski pod Kruszwicą. Studiuje polonistykę na UMK w Toruniu. - Piszę odkąd pamiętam - uśmiecha się Nadia. - Czasami trudno sobie poradzić z emocjami, może dlatego to robię? Będę pisała - deklaruje stanowczo - nawet leżąc w trumnie!
- Będzie wtedy słuchać skrobanie długopisu po wewnętrznej stronie wieka - żartuje prof. Mieczysław Wojtasik, gleboznawca, także poeta.
- Nadia jest młodsza od naszych Spotkań - wtrąca Krystyna Wulert z Wojewódzkiego Ośrodka Kultury i Sztuki w Bydgoszczy, koordynator Ogólnopol- skich Literackich Spotkań Pokoleń. - Wyrosła z nich.
- Zapamiętałam spotkanie z poetą w naszej szkole podstawowej. Wtedy, po raz pierwszy odważyłam się powiedzieć: tak, ja też piszę - wspomina Nadia. - Spotkania dodały mi odwagi.
W Centrum Kultury i Sportu "Ziemowit" w Kruszwicy wys tąpiła na scenie. Od jednej z jurorek usłyszała: dziecioku, ty musisz wysłać swoje wiersze na konkurs! Musisz jechać do Kobylnik.
Nie śmiała się sprzeciwić.
- Nadia tak wspaniale przedstawiła swoją pasję - wspomina Magdalena Jagiełłowicz, która była wtedy jurorką - że byliśmy zafascynowani jej indywidualnością.
Po spotkaniu podeszły do Nadii dwie zapłakane kobiety. Dziewczyna pomyślała, co się tutaj dzieje?! A one do niej: "Córuchna, ty pisz tak dalej!". Pier wszy raz spotkałam się z tak entuzjastycznym przyjęciem!
Słuchając Nadii prof. Mieczysław Wojtasik uśmiecha się do wspomnień. Zaczął pisać w technikum wodno-melioracyjnym w Toruniu. Dziś wykłada w Instytucie Geografii UKW w Bydgoszczy. Opowiada, że jego misją jest przeprowadzanie młodych przez próg do literatury. Dla blisko stu osób redagował pierwsze tomiki poetyckie.
- Człowiek do życia potrzebuje czegoś więcej, umysłowej gimnastyki - mówi prof. Wojtasik. Podoba mu się cytat, że poezja jest sposobem udoskonalania swojego wnętrza.
- Wiersz zawiera obraz duchowości człowieka - dodaje. - Staramy się zmienić siebie na lepsze. Pod wpływem dialogu z samym sobą powstaje coś, co dostaje skrzydeł. Unosi się ponad poziom szarej rzeczywistości. Poezja powinna też o coś walczyć. Nie ograniczać się do słownych gierek. Musi mieć ideę. Toczyć bój, jak w romantyz mie.
Muzą Mirosława Puszczykowskiego (pracuje w Kopalni Soli w Mogilnie) stało się... wojsko. Listy do rodziców i znajomych z jednostki zaczął rymować. Nie wie, skąd mu się to wzięło. Znał też kilka chwytów na gitarę. Zaczął pisać o plutonie, przygrywał "staremu" wojsku i było mu lżej - nie musiał sprzątać "rejonów". Kiedy po wojsku zaczął już sprawnie rymować, dowiedział się, że era rymowana minęła. Przyszedł czas na wiersze bez rymów.
Nauczył się warsztatu. Dusił, ciął i skracał długie utwory. Po trzech latach zaczął wysyłać wiersze na konkursy. Zaczął wygrywać.
- Wciskam rodzinie i znajomym swoje tomiki. Dedykuję i rozdaję - przyznaje się. - Także podczas spotkań z uczniami. Najaktywniejsi, którzy budowali wiersze z rozsypanych wersów, dostawali tomiki.
Poeta z Kopalni Soli. Jak daleko stąd do poezji?
Albo Małgorzata Szweda, która przyjechała do Kobylnik spod Więcborka. Jest ekspedientką w cukierni. - Oprócz ciast preferuję słowo poetyckie - żartuje. - Czasem zapisuję wiersze na serwetkach czy kartonowych podstawkach do ciasta. Piszę wtedy, kiedy przychodzi ciekawa myśl. O każdej porze dnia i nocy. Czasem musi wstawać w środku nocy i coś zapisać.
Przyznaje, że zaczęła pisać z samotności. W wieku 17 lat była zagubiona, bez przyjaciół. Przelewała wszystko na papier. Dzięki polonistce zaczęła pracować nad warsztatem.
Przez okno wystawowe w cukierni obserwuje ludzi. Czasem widać głębię w relacjach międzyludzkich.
- Nadal nie potrafię pojąć fenomenu pisania. Niesamowite uczucie - opowiada Małgorzata.
Jeśli Elżbieta Nowosielska wyznaje zasadę, że do pisania potrzebne jest szczęście, to Krystyna Wulert piszę o swoich przeżyciach, kiedy coś zaboli. - Nie umiem pisać na zawołanie. Poezja jest też czymś intymnym. Nie można liczyć jej na morgi. Moja twórczość wynika z tego, co wryło się w moje serce i pamięć? - zastanawia się.
Krystyna Wulert w 2001 roku wydała swój pierwszy tomik. Podarowała go znajomej, której syn zginął tragicznie. Usłyszała: Krysiu, twoje wiersze pozwoliły mi przetrwać. Są jak książeczka do nabożeństwa. - Byłam zszokowana. Okazało się, że komuś mogą pomóc.
Teraz zmarła siostra znajomej. Zadzwoniła: Krysiu, musimy porozmawiać. Napisałaś coś nowego?
Małgorzata Szweda opowiada o wierszu, który jej znajoma, przeżywająca kryzys w małżeństwie, uznała za napisany o niej.
- Niesamowite, że pisząc moż na aż tak wpasować się w niektóre sytuacje i relacje - dziwi się Małgorzata Szweda.
Magdalena Jagiełłowicz z Roż niat pod Kruszwicą ma 30-letni staż szkolony. Teraz pomaga Krystynie Wulert w organizacji Spotkań. Wydała jeden tomik. - Najważniejsze są Spotkania, warsztaty i wizyty poetów w szkołach - przekonuje.
Alina Rzepecka z Bydgoszczy była matematykiem. Żartuje, że dziś, jako stypendysta ZUS-u, zajmuje się już tylko wydawaniem emerytury. Uśmiecha się, że może napisała kilka wierszy podczas dużej przerwy w szkole. Bardzo dużo pomysłów na wiersze zrodziło się w szkole. - Tam jest tyle emocji, które się konfrontują ze sobą, że zawsze coś zaczyna człowieka intrygować. Coś staje się ziarenkiem, z którego wyrasta wiersz.
Mieczysław Wojtasik komentuje: - Alina to umysł ścisły, matematyczny z lirycznymi przeciekami.
- Pisze się po to, żeby udowodnić sobie, że umie się coś więcej niż słupki i tabliczkę mnożenia - opowiada Alina Rzepecka. - Poezja, tak jak ma- tematyka, zasadza się na wyobraźni. Pisze się także po to, żeby powiedzieć światu, iż emocje, ludzie są najważniejsi. I jeśli nie będą ze sobą o emocjach roz mawiać, to ten świat nie przetr wa. Wiersz jest alfabetem, na którym każdy może zbudować własne piętro. Wpasować swoje odczucia w ramę wiersza.
Jak przystało na matematyka, Alina prowadziła w szkole koło poetyckie. Wydała dwa almanachy uczniowskie.
- Czytałam uczniom z technikum wiersze moich byłych uczniów, a oni mi powiedzieli, że nie wierzą, że napisały to dzieci z podstawówki. Trzeba tylko obudzić w nich poezję. Mają ją w sobie - mówi z przekonaniem.
Elżbieta Nowosielska podaje przykład Ryszarda Bonesa, byłego kierownika pałacu w Kobylnikach, który powiedział kiedyś: - Nigdy nie czytałem poezji, ale od was dostaję tomiki i kiedyś je otworzyłem. Odnalazłem w nich wiersze, które chciałbym napisać. Wiersz o moim ojcu, matce. To piękne zadowolenie, że utożsamił się z podmiotem lirycznym, okolicznością. On odczuł poezję. Niech tak dzieje się w szkole. Niech uczniowie kiedyś powiedzą, ja także bym chciał napisać taki wiersz. Odczucie odbiorcy jest dla nas pię- kną nagrodą. Poeta zawsze będzie budził zdziwienie.
I cytuje wiersz Urszuli Kozioł: "Poeta nosi w sobie nienarodzone wiersze. Kołysze je w sobie".
Poeci wiedzą, że żyć trzeba, a z poezji nikt się nie utrzyma (może poza Wisławą Szymborską - uśmiechają się). Jednak wiersze, ten wyjątkowy język jest potrzebny do oddychania.
Każdemu z nas.