Anwil Włocławek - MKS Dąbrowa Górnicza 77:79 (25:20, 11:20, 15:15, 26:24)
ANWIL: Almeida 16, 7 zb., Zyskowski 14 (2), 8 zb., Sobin 12, Lichodiej 9 (1), Łączyński 0 oraz Broussard 11 (2), Simon 11 (1), Ignerski 2, Szewczyk 2, Wadowski 0.
MKS: Melvin 25 (4), 10 zb., Wojciechowski 11, De Leon 11 (1), 6 as., Richardson 5 (1), Gabiński 2 oraz Zębski 14, Deng 11 (1), Dawdo 0, Stryjewski 0, Kobel 0.
Anwil przewagę wypracował sobie w połowie 1. kwarty. Wtedy jedną z piękniejszych asyst w meczu popisał się Michał Ignerski do Josipa Sobina. Jeszcze w tej samej kwarcie wracający po 13 latach do Anwilu zdobył swoje pierwsze punkty w lidze.
Był jednak problem z powrotem do obrony, a ten element jest niezwykle ważny z grającym jeden z szybszych basketów EBL MKS. Obie drużyny pozwalały sobie na sporo szaleństwa, co przyniosło aż 10 przechwytów z oby stron. Minimalną przewagę)6-4) miał w tym elemencie Anwil i dzięki temu prowadził kilkoma punktami.
Szybka bieganina bardzo pasowała zwłaszcza Clevelandowi Melvinowi, który w 12 minucie miał już 16 pkt na koncie. Grający bez kompleksów goście nie zamierzali ustępować i po efektownej akcji z faulem Wojciechowskiego był remis 28:28 w 15. minucie. Później MKS wygrywał nawet 32:38, a gospodarze mieli spore kłopoty w ataku.
Po przerwie dwiema akcjami popisał się mało widoczny wcześniej Jarosław Zyskowski i Anwil błyskawicznie odzyskał prowadzenie. Włocławianie przede wszystkim poprawili obronę i rozpoczęli od serii 9:0. Znowu jednak nie potrafili wykorzystać własnych przewag i dali się wciągnąć w nerwową, spontaniczną grę, w której lepiej czuł się MKS. Pod koniec kwarty goście prowadzili 50:53 po akcjach Mateusza Zębskiego (świetne 6/8 z gry). Kiepska skuteczność z dystansu (6/27, czyli zaledwie 22 proc.) oraz 16 strat w trzy kwarty - to były największe problemy mistrzów Polski.
W ostatniej kwarcie przełamali niemoc za 3 Zyskowski, Broussard za 3 (61:59). Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Znowu Zębski dokuczał Anwilowi, po jego przechwycie było 65:68, a na 90 sekund przed końcem 67:73 po 3 Richardsona. Hala Mistrzów ucichła. Jeszcze był cień szansy po banalnych błędach De Leona w ostatniej minucie, ale ostatecznie Anwil nie dał rady.
