PGE Turów Zgorzelec - Anwil Włocławek 72:93 (13:19, 16:23, 26:26, 17:25)
PGE TURÓW: Skibniewski 15 (2), Ayers 12 (1), Waldowa 12, Petrukonis 6, Patoka 4 oraz Camphor 9 (1), Bochno 6 (2), Borowski 4, Jarecki 4.
ANWIL: Łączyński 20 (5), 7 as., Leończyk 16, Sobin 10, 7 zb., Almeida 5 (1), Airington 4 oraz Wojciechowski 11 (2), Hosley 9 (1), Nowakowski 6, Zyskowski 5 (1), Ihring 4, Delas 3 (1), Ciesielski 0.
Włocławianie od początku grali twardo i konsekwentnie, zwłaszcza imponowali w obronie. Po przechwytach Airingtona było 7:14 po 7 minutach gry. Z czasem jednak gospodarze uporządkowali grę w ataku i nieco strat odrobili.
Włocławianie od 2. kwarty zaczęli jednak budować przewagę na dobre. Solidne zmiany z ławki dali Jakub Wojciechowski i Mario Ihring. W 12. minucie Anwil prowadził już 26:15. W defensywie znowu za dwóch pracował Quinton Hosley, który swoimi przechwytami odbierał rywalom ochotę do gry.
W 17. minucie było już 20:35 po akcjach Pawła Leończyka. Najważniejsza była jednak defensywa. PGE Turów do przerwy miał 38 procent z gry. Zupełnie wyłączeni z gry byli najgroźniejsi Cameron Ayers (2/6 gry) i Rod Camphor (żadnego rzutu w 1. połowie).
Po przerwie nic się na parkiecie nie zmieniło. Anwil wciąż dobrze bronił i kontrolował przebieg wydarzeń. W 3. kwarcie przewaga gości sięgała już momentami 19 punktów.
Dość niespodziewanie emocje zaczęły się pod koniec tej części. Ostatnią kwartę Turów zaczął od 5:0 i było tylko 60:68. Imponował Robert Skibniewski, który był w tym czasie prawie nieomylny z gry. Ważną "trójką" popisał się wtedy Kamil Łączyński i chwilę później znowu drużyny dzieliło 18 punktów.
Rozgrywający trafił 5 z 6 rzutów z dystansu, a w sumie z gry miał 7/8. W roli strzelca wyręczył Almeidę, które w Zgorzelcu nie miał dobrego dnia (1/7).
Anwil musi teraz poczekać, bo pierwszy mecz półfinałowy w tej parze zaplanowano na 10 maja (przyszły czwartek). Nie wiadomo, kto będzie rywalem. We wtorek Stelmet Zielona Góra wygrał w Radomiu z Rosą 71:60 i w serii prowadzi 2-1 (kolejny mecz w czwartek).