To jak z komunikatami ze żniw – albo wyschło, albo zgniło, pleśń albo gąsienica. W każdym razie musi być drożej, nawet jeśli rolnik dostanie mniej. Dziwne są te prawa rządzące naturą, prawie tak dziwne, jak prawa rządzące ekonomią. Pamiętam jak jeszcze kilkanaście lat temu jakiś poważny ekspert z dostojną łysiną wyjaśniał, że teraz energia będzie już tylko tanieć, bo opracowujemy coraz mniej energochłonne technologie. Trochę czasu minęło i proszę – aż strach spojrzeć na rachunki. I to nie tylko w Polsce, gdzie na włosku wisi gigant w Turowie, ale i całej Europie, która modli się, żeby tylko wiatr nie przestał wiać.
Przez Turów miałem okazję przejeżdżać kilka miesięcy temu. I każdemu polecam, bo dopiero gdy się z bliska zobaczy tego molocha, można zrozumieć, dlaczego nie sposób takiej machiny z dnia na dzień wyłączyć. Myślę, że należy nam się wiedza, kto jest odpowiedzialny na zawalenie sprawy z Czechami. Bo to my jesteśmy sponsorami tego spektaklu. Mimo że boli, to jednak nic w porównaniu do tego, jak nam obmacuje kieszenie inflacja. Noż psia krew! Jeśli byliście ostatnio w marketach budowlanych, wiecie o czym mówię. I wszędzie ta sama gadka – że inflacja, więc musi drożeć.
GUS właśnie ogłosił, że w sierpniu 2021 inflacja konsumencka dobiła do 5,5 proc., a dynamika cen produkcji sprzedanej w przemyśle wyniosła 9,5 proc. wobec 8,4 proc. w lipcu. Ostatni raz takie dane mieliśmy ze 20 lat temu.
Przekładając te cyferki na polski: ktoś nam właśnie po raz kolejny urżnął kawał pensji. I o ile mechanik i kafelkarz odbije to sobie na nas błyskawicznie, to budżetówka i najemni pracownicy będą musieli znowu latami wyrywać podwyżki pracodawcom z gardła.
Pan Glapiński twierdzi, że dzięki temu rozbuja się gospodarka. Być może. Tłumaczę to portfelowi, ale nie typ jest mało pojętny. Więc zróbcie coś z tą inflacją! Albo chociaż nakażcie grzybom, żeby rosły.
