Astoria Bydgoszcz - AZS Poznań 69:67 (16:15, 22:15, 19:21, 12:16)
ASTORIA: Lewandowski 18 (1), 4 as., 3 prz., Bierwagen 17 (1), 3 as., Robak 16 (2), Szyttenholm 8, Kowalewski 2, 7 zb., 4 as. oraz Laydych 6, 6 zb., Obarek 2, Rąpalski, Milczyński i Małgorzaciak 0.
AZS : Baszak 18 (1), Metelski 9, 8 zb., Stankiewicz 8 (2), 5 zb., Hybiak 7, 6 zb., 7 as., Szydłowski 2 oraz Ulchurski 12 (3), Sobkowiak 6, Rostalski 3, Rzeczkowski 2, Rutkowski 0.
AZS pozbawił Astorię bezpośredniego awansu do I ligi dwa lata temu, w ubiegłym roku pokonał ją w play out 3-1 i zepchnął z I ligi. Wygrał w Poznaniu w 1. rundzie 76:67. Teraz znów był bliski popsocenia się, ale ostatecznie bydgoszczanie po wielkich nerwach wyrwali zwycięstwo i niewiele już brakuje im do zajęcia 10., bezpiecznej lokaty.
Stawka meczu spowodowała nerwowość w poczynaniach zespołów. Z pierwszych 14 rzutów do celu doszły tylko 3, ale minimalnie skuteczniejsi byli miejscowi i objęli prowadzenie 6:2 i 12:6. Trener Aleksander Krutikow miał swój plan. Zdając sobie sprawę, że AZS ma silną "5", a słabsze rezerwy, postanowił męczyć rywali i już w 1. kwarcie skorzystał z 9 zawodników, a na początku 2. wpuścił nawet głębokiego rezerwowego - Rapalskiego. Poznaniacy jednak się otrząsnęli i wyrównali na 12:12.
W 2. odsłonie hasło do ataku dał Lewandowski. Sam zdobył aż 11 "oczek", szarpał w obronie. Gdyby nie dwie "3" Stankiewicza, przewaga byłaby większa niż 31:23. Do tego szybko na ławce usiadł "mózg" gości - Hybiak, który po 3. faulu dostał 4. przewinienie - techniczne. Za chwilę obok niego zasiadł drugi z liderów - środkowy Metelski, bo wysocy Astorii tak go zmęczyli, że musiał odpocząć. Niestety, takie sytuacje mobilizują azetesiaków i tak było i tym razem. Siedem punktów zdobył Baszak, ale 1. połowę akcją 2+1 zakończył Robak.
Początek 3. kwarty to gra marzenie. Gospodarze po "3" Robaka w 27. min prowadzili już 55:38! Ale w kilka minut zrobiło się 61:61 (35. min.)! Głównie dzięki Ulchurskiemu, który trzy razy trafił z dystansu oraz powrotowi do gry Hybiaka i jego asystom do partnerów. Walka punkt za punkt toczyła się do końca, ale na finiszu Hybiak zaczął... chybiać, a punkty Robaka i Szyttenholma dały niewielką przewagę. Jeszcze trafił Szydłowski na 69:67, a po pudle Lewandowskiego rzucał Baszak, lecz nie trafił i piłka bezpiecznie wylądowała w rękach naszego rozgrywającego, który był ojcem sukcesu.