MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Będę podskakiwał

Rozmawiała Lucyna Talaśka-Klich
Rozmowa z JURKIEM OWSIAKIEM, dyrygentem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

     - Lekarz, który czytał kiedyś mój wywiad z tobą, prosił bym ułatwiła mu "dojście do Owsiaka i załatwienie" sprzętu dla szpitala, w którym on leczy dzieci. Podejrzewam, że prośba tego lekarza nie jest przypadkiem odosobnionym...
     - Co godzinę mam telefon w takiej sprawie. Ludzie starają się załatwić sprzęt albo pieniądze przez bardzo różnych znajomych. A ja im powtarzam: nie dajemy pieniędzy, a sprzęt można załatwić tylko normalną drogą. Wnioski - co roku przychodzi ich tysiące - rozpatruje specjalna komisja. Ostatnia liczyła 20 osób. Pewnie, że nie jesteśmy zimni i obojętni i jeżeli jest taka potrzeba, to kupujemy sprzęt "spoza tematu". W X Finale zbieraliśmy na przykład na dzieciaki z wadami wrodzonymi, ale nie zarzekamy się, że tylko tym maluchom pomożemy.
     - Wiem, że proszą cię o pomoc także rodzice ciężko chorych dzieci. Czy im też możesz pomóc?
     - Nie rozpatrujemy indywidualnych przypadków. Bardzo mi przykro, ale jedyne co mogę zrobić, to na przykład przekazać bezpłatne bilety na samolot, które otrzymaliśmy od British Airways.
     - A po co im te bilety?
     - Matce, która wybiera się z dzieckiem na operację na przykład do Stanów, takie bilety na pewno się przydadzą. Mieliśmy ich dwadzieścia, siedemnaście już rozdaliśmy.
     - Nie myślałeś o tym, by Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zaczęła grać na przykład dla bezdomnych albo dzieci czekających na przeszczep szpiku?... Im też potrzebne są pieniądze, a na pomoc państwa liczyć nie mogą.
     - Trzymamy się jednego. Tutaj wciąż mamy wiele do roboty. Szpitale potrzebują jeszcze mnóstwa sprzętu. Trzeba też pamiętać, że ta aparatura, którą teraz kupujemy, za 10 lat będzie bardzo zużyta i trzeba będzie pomyśleć o nowej.
     - A dlaczego ty się tym przejmujesz? Przecież to jest problem państwa, ministra zdrowia i innych członków rządu... Jak długo jeszcze chcesz ich wyręczać?
     - Na to pytanie odpowiedziałem sobie kilka lat temu. Wtedy pojechałem za granicę i w takich bogatych państwach jak Stany Zjednoczone czy Anglia zobaczyłem kliniki dotowane ze składek publicznych. Pomyślałem sobie: jeśli oni mogą, to my tym bardziej. Co do ministrów zdrowia, to od pierwszego Finału zmieniło się ich chyba sześciu, a my wciąż gramy.
     - Po ostatnim, X Finale straciłeś głos. Gdyby taka niedyspozycja złapała cię wcześniej, to kto by mógł zastąpić Owsiaka - dyrygenta?
     - Nikt. Serio mówię - na razie nikt. A gdybym wcześniej stracił głos, to pisałbym kartki.
     - Jaką cenę płacisz za coroczne show? Nerwy ci jeszcze nie wysiadły?
     - Nie, bo to co robię w Fundacji Wielkiej Orkiestry, to nie jest moja praca, mój zawód... Ja to robię dla przyjemności, dlatego nie odczuwam stresu. Wrzody żołądka mam, ale to nie przez Orkiestrę.
     - W Orkiestrze gra też twoja żona. Co robi?
     - Lidka jest w zarządzie Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i muszę przyznać, że bez niej Fundacja nie mogłaby istnieć. To ona zajmuje się kontaktami ze szpitalami.
     - Córki też są "zarażone" Orkiestrą?
     - Z trzynastoletnią Ewą już kilka razy otwierałem finały. W tym roku biegała z puszką po Warszawie, druga córka - Ola (ma 23 lata) zbierała pieniądze za granicą. Zresztą cała rodzina nam kibicuje i pomaga - ciocie, wujkowie...
     - Fundacja WOŚP nie przynosi ci dochodu. Z czego żyjesz?
     - Mam firmę produkującą programy telewizyjne. Za pracę w Fundacji nie biorę ani grosza, choć i tak wciąż nie wszyscy w to wierzą.
     - No właśnie - nasz czytelnik z Brodnicy chciałby wiedzieć: czego dorobił się Jurek Owsiak?
     - Życzliwości, sympatii i szacunku wielu osób. Czytelnika pewnie bardziej interesują rzeczy materialne. Otóż mam na przykład mieszkanie w bloku na warszawskich Kabatach. Nie mam samochodu. Jednak - bez przesady - biedakiem nie jestem. Jak będę chciał, to sobie kupię dom. Samochód też. Auto kiedyś już miałem, ale było tak - przyjeżdżałem do Fundacji, a potem i tak przesiadałem się do mikrobusu. To był idiotyzm i niepotrzebny problem. Teraz jeżdżę tylko mikrobusem, takim kolorowym volkswagenem.
     - Ten sam czytelnik chciałby też dowiedzieć się, czy to prawda, że pieniądze zebrane w Finale leżą potem przez dwa lata na koncie?
     - Nie. Leżą na dobrze oprocentowanym koncie średnio od dziesięciu miesięcy do roku. Gdybyśmy kupowali sprzęt zaraz po Finale, to pieniądze moglibyśmy wydać głupio. Dopiero wtedy ludzie mogliby mieć do nas pretensje.
     - Niektórzy i tak mają...
     - To prawda, ale pretensji i oskarżeń jest coraz mniej. Wciąż dostaję przykre listy z wyzwiskami, ale nie piszą ich matki chorych dzieci. Jedna pani napisała mi kiedyś: "Czy pan wie, co się dzieje w Kasach Chorych, istnieje mafia, a pan wciąż podskakuje! To jest nudne". Nie mam nic wspólnego ani z Kasami Chorych ani z mafią i będę podskakiwał dalej!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska