Krystyna Sakwa mieszka w starej kamienicy przy ul. Kościuszki ponad trzydzieści lat. Obok niej żyje tam siedemnastu innych lokatorów. Gdy poprzednik zabrał swoje meble okazało się, że mieszkanie jest bardzo zawilgocone. Jak się później okazało, nie tylko jej. Do tej pory na ścianach jest grzyb, którego farba nie jest w stanie przykryć. Nie lepiej jest na zewnątrz. Brudna elewacja i odpadający tynk wyróżniają ten budynek spośród innych stojących przy ul. Kościuszki. Nadzieją lokatorów na rozwiązanie problemów było położenie tuż obok ich domu sieci ciepłowniczej MPEC. Cieszyli się, że wreszcie będą mogli dosuszyć ściany i w miarę komfortowo żyć.
Nie ma właściciela, nie ma centralnego
- Zaczęliśmy wtedy starania, aby i nas podłączono do ciepłociągu - mówi Krystyna Sakwa. - Wtedy się okazało, że nic nie można załatwić, bo budynek nie ma właściciela. Wszyscy nas odsyłali do poszukiwania w księgach wieczystych. Dowiedzieliśmy się, że właściciel mieszkał w Poznaniu i zmarł w połowie ubiegłego wieku.
Urzędnicy, do których lokatorzy tej kamienicy się zwracali nie chcieli z nimi rozmawiać. Dopiero w 2010 r. podczas dyżuru radnych udało im się przedstawić swój problem wiceprezydentowi Włocławka. Obiecał, że spróbuje wyjaśnić ich sytuację. W odpowiedzi na tę interwencję otrzymali pismo z informacją, że kamienica nie jest własnością Gminy Miasta Włocławek, a mieszkańcy powinni zwrócić się w tej sprawie do sądowego wydziału ksiąg wieczystych.
Lokatorzy nie poddawali się. Ponownie wystąpili do władz, tym razem z wnioskiem, aby to miasto przejęło na siebie kamienicę, w której od lat mieszkają i właściwie nie mogą tam nic zrobić. W lipcu 2011 r. prezydent powiadomił ich, że podjęte zostały działania, których rezultatem było zebranie materiału dowodowego niezbędnego do wystąpienia z wnioskiem do sądu o stwierdzenie zasiedzenia własności nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa. Niestety, po ponad dwóch latach sąd oddalił wniosek.
- Stało się tak pomimo, że wykonywaliśmy tam remonty - mówi Roman Stawisiński, dyrektor wydziału gospodarki miejskiej. - Sąd uznał nasze działania, jako zarządzanie tą nieruchomością , a nie jej posiadanie. W świetle obowiązującego prawa nie było podstaw do uznania, że spełniony został warunek zasiedzenia.
Dom wreszcie się rozleci
- Palenie w piecach, gdy obok poprowadzona jest nitka ciepłociągu jest bardzo frustrujące - dodaje Krystyna Sakwa. - Od lat nie możemy się do niej podłączyć Mam decyzję urzędu miasta na ten lokal, ale co z tego skoro poszczególne mieszkania i cały budynek są w coraz gorszym stanie. Ściany trzeba malować przynajmniej raz w roku, a i tak są czarne od wilgoci. Najbardziej cierpią dzieci, bo często chorują. Przecież dom, w którym mieszkamy wreszcie się rozleci.
Dyrektor Roman Stawisiński podkreśla, że gmina nie może inwestować w majątek nie będący jej własnością i dodaje, że podobna sytuacja dotyczy kilkudziesięciu innych nieruchomości w naszym mieście. Powodem jest problem ze znalezieniem aktów zgonu właścicieli, ale te działania nadal mają być prowadzone.