Co stwierdzili naukowcy? Ujmując w skrócie: osoby prowadzące jednoosobowy biznes, które płacą minimalne składki na ubezpieczenie społeczne, będą miały biedaemerytury.
Jakież to odkrywcze, prawda?
Do takiego wniosku, że im mniej odkładasz, tym mniej będziesz miał na starość, może dojść każdy średnio rozgarnięty człowiek. Ale nie to mnie zdenerwowało. Otóż między wierszami można wyczytać, że ci drobni biznesmeni - a warto tutaj wspomnieć, że to sól naszej gospodarki generująca jedną trzecią polskiego PKB - kombinują. Odprowadzają składki od podstawy wynoszącej 60 proc. średniego wynagrodzenia (pozwalają na to przepisy), choć w rzeczywistości zarabiają więcej. Konkludując: bardziej opłaca się mieć firmę niż być na etacie.
Może faktycznie część pracodawców wysyła pracowników z etatów na tzw. samozatrudnienie. Ale robią to, dlatego, by obniżyć swoje zbyt wysokie koszty pracy. I może faktycznie niektórzy samozatrudnieni, choć stać ich na większą składkę, wpłacają na konto ZUS minimum, bo potrafią liczyć i wiedzą, że nadwyżkę bardziej opłaca się ulokować gdzie indziej.
Jest jednak mnóstwo małych biznesów, które musiały się pootwierać wskutek utraty zatrudnienia, a tym samym źródła utrzymania. Dla nich niższy ZUS nie jest wyborem, ale zbawieniem. Bo skoro koszty pracy zarzynają tych dużych, to co mają powiedzieć ci mali?
Autorzy raportu utyskują też, że małe biznesy nie zatrudniają pracowników. Serio?
Powód chyba jest jasny, czytaj wyżej. Dodajmy jeszcze do tego niepewność prowadzenia działalności gospodarczej w tych trudnych, dynamicznych czasach i pogłębiające się zatory płatnicze. Nie dość, że taki biznesmen nie ma pieniędzy, bo kontrahent mu faktury nie zapłacił, to jeszcze musi odprowadzić od tego podatek. Dobrze, jak ma kogoś w rodzinie na etacie, bo wówczas może pożyczyć od niego kasę na ZUS i VAT, by wyrobić się z daninami w terminie. Kłody pod nogi można by mnożyć, bo prowadzenie działalności gospodarczej w Polsce - to wbrew temu, co można wywnioskować z raportu - wcale nie jest taki miód. Tym bardziej, że kolejni rządzący wiele obiecują przed wyborami, a potem wycofują się rakiem.
Jeszcze jeden wątek raportu podniósł mi ciśnienie: konieczność zrównania wieku emerytalnego kobiet z wiekiem mężczyzn. Można, owszem. Czemu nie? Tylko że już dziś osoby 50 plus, czy 60 plus, które straciły robotę (być może przez wielokrotnie już tu wspomniane wysokie koszty pracy) mają problem, by znaleźć nową. Bo nie dość, że w przypadku pogorszenia koniunktury staną się znów nadmiernym obciążeniem dla pracodawcy, to jeszcze nie można ich już tak łatwo zwolnić ze względu na tzw. ochronę przedemerytalną. Koło się zamyka.
I tu pojawia się odwieczne pytanie: co z tym klopsem zrobić? Szczerze mówiąc, nie wiem. Jestem tylko potencjalnym wysokim kosztem 50 plus, który być może - tfu, tfu - kiedyś będzie zmuszony się samozatrudnić... Może naiwnie, jednak wciąż liczę na rządzących i doradzających im z pozycji danych statystycznych naukowców.
