Bogusław Baniak, trener Olimpii: - Dedykuję to zwycięstwo radnym. Niech powiedzą prawdę

Grudziądzcy radni już w ubiegłym roku, po spadku z II ligi, zastanawiali się czy warto przyznawać milionowe dotacje klubowi, występującemu na czwartym poziomie rozgrywkowym. Ostatecznie pieniądze do spółki trafiły. Celem miał być jednak szybki awans. "Biało-zieloni" byli bardzo bliscy osiągnięcia celu, jednak przegrali ostatni mecz sezonu i w wyścigu o II ligę, różnicą jednego punktu, wyprzedziła ich Kotwica Kołobrzeg.

Ponowie rozgorzała więc dyskusja nad przyznaniem Olimpii miejskiej dotacji w wysokości około 1,3 mln zł. Debata radnych rozpoczęła się jednak bardzo późno, tuż przed startem nowego sezonu (przerwa między końcem poprzedniej a startem kolejnej batalii trwała w tym roku około miesiąca). Klub, by przystąpić do rozgrywek, nie mógł czekać. Zbudowano więc drużynę, podpisano kontrakt z trenerem Bogusławem Baniakiem, który już w minionym sezonie był blisko drużyny.

Wystartował nowy sezon, a wiążące decyzje nadal nie zapadły. Nadal nieznany jest nawet termin nadzwyczajnej sesji rady miejskiej, podczas której radni mają zdecydować czy przyznać Olimpii dotację. Po meczu 2. kolejki ze Świtem Skolwin do zamieszania wokół klubu odniósł się Bogusław Baniak.

- Dedykuję to zwycięstwo państwu radnym z tego miasta. Jesteśmy świadomymi ludźmi, co budujemy i co zrobiliśmy. Niech zreflektują się czy mamy się rozwiązać i my pójdziemy do domu, a wy zostaniecie z młodzieżą. Jeżeli tędy droga, to trzeba powiedzieć jasno: my bez pieniędzy pracować nie możemy. Ja stworzyłem zespół, wraz z ludźmi z klubu, i za ten zespół i ich rodziny odpowiadam - mówił doświadczony szkoleniowiec.

Baniak przyznał, że trudna sytuacja odbija się na nastrojach w drużynie. - Niech radni powiedzą prawdę: chcemy troszeczkę zawodowstwa w Grudziądzu lub w ogóle nie i ja wtedy, jako zawodowy trener, będę wiedział co z tym fantem zrobić. Ja też mam rodzinę i nie mam czasu na takie gierki. Wiem co to jest polityka, co to są pieniądze podatników, bo ja je szanuję, ale cierpliwość gdzieś się kończy. Mi jest coraz trudniej pracować z tą grupą ludzi - podsumował trener.