Włocławianie, którzy nie byli wymieniani wśród kandydatów do medali, rozpoczęli (informowaliśmy o tym w czwartek) od porażki 82:88 z Pyrą Poznań. Wynik pojedynku rozstrzygnął się w końcówce.
Decydujący był w tej sytuacji mecz z naszpikowanym kadrowiczami zespołem Hensfort Przemyśl prowadzonym przez trener reprezentacji kadetów Daniela Puchalskiego. Przez trzy kwarty toczyło się ono pod dyktando rywali, których przewaga na początku ostatniej odsłony wynosiła już 21 punktów. Wiary w sukces nie stracili jednak podopieczni trenera Macieja Żywiczki. Od początku grali agresywnie w obronie, wymuszali straty i systematycznie zmniejszali przewagę przemyślan. Na niespełna pół minuty przed końcem wynosiła ona już tylko cztery punkty, a rzuty Marcina Woronieckiego i Marcela Afeltowicza (tuż przed końcowa syreną) doprowadziły do remisu.
Kilkuset nauczycieli w Kujawsko-Pomorskiem straci pracę od września
Kilkuset nauczycieli w Kujawsko-Pomorskiem straci pracę od września
Pierwsza dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, drugą wygrali włocławianie. Zwycięstwo 113:11 (16:27, 20:21, 20:29, 36:15, 7:7, 14:12) pozwalało zachować szansę na strefę medalową.
Sukces z MKS Zabrze 89:64 (9:19, 27:15, 26:11, 27:19) przy jednoczesnym sukcesie Hensfortu z Pyrą zapewnił miejsce wśród czterech najlepszych drużyn w kraju. Rywalem w walce o finał był doskonale znany UKS Trefl Sopot. Przez trzy kwarty włocławianie cierpliwie budowali przewagę, jednak w ostatniej dała o sobie znać szersza i bardziej wyrównana kadra Trefla. TKM przegrało 62:66 (15:13, 17:14, 21:16, 9:23), na co wpłynęły dodatkowe minuty spędzone na na parkiecie.
O brąz TKM grało z UKS Jagiellonka Warszawa. Po trzech kwartach lepsi byli rywale, jednak w ostatniej włocławianie przyspieszyli wygrywając 68:61 (15:20, 13;15, 10:9, 30:17). W najlepszej piątce turnieju znalazł się Woroniecki.
- Przed wyjazdem do Radomia miejsce na podium było marzeniem - powiedział Maciej Żywiczka, trener TKM. - Zespół, nie pierwszy już raz, pokazał swój charakter. Udowodniła to ostatnia kwarta pojedynku z Hensfortem. Przed jej rozpoczęciem mało kto dopuszczał myśl o przegranej zespołu trenera Puchalskiego. Wierzyli w to moi podopieczni, którzy wznieśli się na wyżyny. Nie było straconych piłek, każdy który pojawił się na parkiecie zostawił wiele sił. Zabrakło ich w półfinale, w którym mieliśmy szansę na pokonanie późniejszego mistrza kraju.