W Brodnicy, jak w wielu innych miastach, mają swoje stowarzyszenie. Spotykają się, gawędzą, planują wspólne imprezy, wyjazdy w plener, jak choćby do Cichego na Pojezierzu Brodnickim, gdzie można zaszaleć, potańczyć, pośpiewać przy ognisku. Zapomnieć.
Ostatni ich wyjazd, jesienny, na kilka dni do Krynicy Morskiej, zapewne pozostanie niezapomniany. Inicjatywa była wspólna - pań z Brodnicy i Torunia. Ustalono, że autokar wyjedzie z Brodnicy, w Toruniu wsiądą koleżanki, no i w drogę, przez Gdańsk.
Pech pierwszy
Zapakowały torby podróżne, pomachały mężom, najbliższym, kierowca włączył silnik, wyjechał z parkingu i autobus ruszył w trasę, drogą krajową nr 15. Minęli ostatnią stację paliw, hotel "Magnat", autobus wszedł w zakręt, gdy jadące z przeciwnej strony auta zaczęły mrugać światłami. Pewnie policja, taka myśl pierwsza, ale oprócz sygnałów świetlnych kierowcy trąbili, gestykulując przy tym. Kierowca autokaru zreflektował się, przyhamował i zjechał na pobocze w najbardziej dogodnym miejscu, we wsi Niewierz, trzy kilometry za granicami miasta. Pokonał ten niewielki odcinek gubiąc po drodze zawartość luku bagażowego. Torby i walizki pasażerek znaczyły ten szlak.
- Musiałyśmy przejść spory kawałek drogi i pozbierać to wszystko, co leżało na poboczu, na szosie.
- Majtki fruwały po rowach…
- Okazało się, że kierowca nie zamknął klapy bagażnika
Pech drugi
Nieoczekiwany początek eskapady przyjęto z rozdrażnieniem, niektóre panie z uśmiechem. Nic dziwnego, nie wszystkie były, w jakimś sensie, poszkodowane.
- Ale głupi numer. Będzie co opowiadać…
Gdy pobocze drogi posprzątano, a torby - obojętnie w jakim stanie - zaczęto składać w luku bagażowym, pod podłogą, jedna z pań postanowiła sprawdzić czy jej walizka jest na miejscu. Nie znalazła jej na szosie, więc pewnie nie wypadła, ale - dla świętego spokoju - weszła do bagażnika i poruszając się w pozycji bardzo niewygodnej nagle usłyszała jak klapa spada, zatrzaskuje się i autobus rusza.
Podróż w pozycji niewygodnej mogła trwać przynajmniej pięćdziesiąt kilometrów, aż do Torunia. Uwięzionej jednak sprzyjało szczęście. Jej koleżanki zarządziły bowiem nieplanowany postój na kawę, żeby odreagować stres po przygodzie z bagażami, w pierwszej fazie podróży. Wtedy usłyszały łomotanie i wołanie koleżanki, zamkniętej w autokarowym luku bagażowym, gdzie miejsca było dużo, nawet na podróż w charakterze żywego bagażu.
- No nie…Jak ty to zrobiłaś?
Pech trzeci
W Toruniu wszystko poszło sprawnie. Autokar w pełnym składzie wyruszył na trasę gdańską. Nic znaczącego się nie wydarzyło. Jazda bezpieczna, perspektywa kilku dni wypoczynku nad morzem, dni refleksji, rozmów, bo przecież życie jest piękne.
Jednak jeszcze w Gdańsku, gdzie zaplanowano krótki postój, chwilę odpoczynku, żeby rozprostować kości, jedna z koleżanek, tym razem torunianka, tak nieszczęśliwie postawiła nogę na chodniku, że przewróciła się i złamała obojczyk. Niezbędna była pomoc medyczna.
Po czterech dniach pobytu nad morzem wszystkie panie wróciły bezpiecznie do domu. Mają teraz co opowiadać.
- Myślałam, że się posikam ze śmiechu słuchając tych opowieści - mówi brodniczanka, która miała też pojechać, ale coś jej wypadło.