Oburzona internautka opublikowała na lokalnej grupie dla bydgoszczan post-anonim. Dotyczył nieanonimowej sytuacji w jednej z restauracji w centrum miasta w andrzejkowy weekend. Po tym, co tam miało się stać, lokal też był w centrum zainteresowania; nie tylko w okolicy.
„Weszłam razem z bezdomnym mężczyzną, który chciał kupić zupę. Postanowiłam zapłacić za jego posiłek, ponieważ widziałam, że jest schludny, dobrze ubrany, nie było czuć nieprzyjemnego zapachu i nie sprawiał wrażenia, by zakłócał porządek w lokalu. Po zapłaceniu i kilku minutach czekania, obsługa nagle stwierdziła, że nie pozwoli temu panu zjeść zupy przy stoliku, nakazując spożycie posiłku na zewnątrz”.
Kobieta opisywała dalej: „Wytłumaczenie obsługi to „wysoki standard restauracji”. Z pełnym szacunkiem, muszę stwierdzić, że w takim razie obsługa z pewnością nigdy nie widziała, czym naprawdę jest „wysoki standard”. Kelnerka, siedząc na podłodze za ladą z telefonem w ręku i nie zwracając uwagi na klientów, zdecydowanie nie spełniała podstawowych standardów obsługi. To podejście jest absolutnie nieprofesjonalne, zwłaszcza w kontekście twierdzenia, że restauracja ma „wysoki standard”.
Życiowa sytuacja
Autorka wpisu na grupie bydgoszczan twierdziła, że obsługa nie życzyła sobie, aby pan zjadł u nich w restauracji. „To, co mnie najbardziej zasmuciło, to fakt, że jedyny powód, dla którego został wyproszony, to jego sytuacja życiowa – był bezdomny. To człowiek, który po prostu chciał zjeść w spokoju posiłek, za który zapłaciłam. Zachowanie restauracji w tym przypadku jest absolutnie nieakceptowalne i pokazuje całkowity brak szacunku dla drugiego człowieka. Niezależnie od tego, czy restauracja reklamuje się jako miejsce o „wysokim standardzie”, podstawowym standardem każdej branży gastronomicznej (i każdej relacji międzyludzkiej) powinien być szacunek do drugiego człowieka. Ignorowanie gości i wypraszanie ich w sposób, w jaki to miało miejsce, w dodatku bez żadnego uzasadnionego powodu, to zachowanie, które nie ma miejsca w żadnym profesjonalnym lokalu. Wstyd mi, że takie sytuacje są w miejscach, które powinny promować gościnność i szacunek dla innych”.
Pod postem pojawił się ogrom komentarzy, chociażby takich: „Jakby mieli wysokie standardy, to problemu by nie robili. Wysoki standard to też podgrzanie posiłku, jeśli ktoś prosi. Wszystko dzieje się dla pieniędzy [...]. Normalnego człowieka wiedzą, jak oskubać, ale żeby to prosperowało sercem, to już jakoś ciężko”.
Były również tego rodzaju opinie: „Ludzie, dlaczego robicie zły pijar (public relations - przyp. red.)? Po jednym błędzie? Serio? Ktoś się napracował, żeby stworzyć restaurację, wziął pewnie duże kredyty i poświęcił dużo czasu, energii (czasem zdrowia) przez lata. A wy chcecie mu to zepsuć przez zły pijar? Czy wiecie, jaki ten post może przynieść konsekwencje? Biznes może zbankrutować”.
Dobra pizza
Część osób broniła obsługi restauracji. „Równie dobrze autorem może być konkurencja, która z zawiści szuka sposobu osłabienia pozycji dobrej restauracji na rynku. Pozdrawiam bezrefleksyjnych komentujących. Ja, dla odmiany, powiem, że pizza jest pyszna. Polecam wszystkim”.
Post szybko stał się popularny także na innych grupach. Jeszcze w ubiegły weekend stał się viralem. Krytykujący nie zostawili suchej nitki na obsłudze lokalu, mimo tego, że z nią nie zamienili ani słowa.
Otrzymaliśmy wyjaśnienie od kierownictwa lokalu. „Mamy nadzieję, iż pełen obraz sytuacji, przedstawiony również z naszej perspektywy, pozwoli utwierdzić w przekonaniu, iż tematem państwa kolejnego artykułu powinny być kwestie związane nie tylko z pomocą bezdomnym, ale też i te dotyczące zapewnienia bezpieczeństwa publicznego w naszym mieście” - na początek zaznaczają szefowie.
I dalej: „W związku z pojawiającymi się spekulacjami, dotyczącymi sytuacji zgłoszonej w naszej restauracji 29 listopada br., zwłaszcza wśród osób, które nie były jej świadkami i prawdopodobnie nigdy u nas nie gościły, informujemy, iż osoba, której sprawa dotyczy, otrzymała od nas już wcześniej zakaz wstępu do lokalu ze względu na notoryczne, rażąco niestosowne zachowania, w tym awantury, groźby pod adresem obsługi, pozostawianie naszej toalety w stanie - łaskawym słowem - wysoce niehigienicznym oraz przebywanie w lokalu pod wyraźnym wpływem alkoholu. Granica ta, w naszym przekonaniu, postawiona została przede wszystkim ze względu dla zapewnienia komfortu oraz bezpieczeństwa naszym gościom i pracownikom.
Szefostwo lokalu podkreśla, że niewiele wie o bezdomnym, za sprawą którego restauracja stała się sławna. „Nie dysponujemy wiedzą odnośnie rzeczywistego statusu materialnego oraz sytuacji życiowej tej konkretnej osoby. Nie wiemy też, czy jest to osoba bezdomna. Wiemy jednak, iż pan ten jest w rejonie Starego Rynku znany, z wysokim prawdopodobieństwem - również Policji, głównie z tego, iż nagminnie zakłóca porządek publiczny oraz pracę funkcjonujących tam działalności gospodarczych”.
Akcje charytatywne
Personel wyjaśnia jeszcze: „Nasza restauracja czynnie wspiera cele charytatywne oraz współpracuje z dziećmi i młodzieżą szkolną. Los osób potrzebujących nigdy nie był nam obojętny. Nie odmawiamy wydania posiłków, które z woli klientów miałyby trafić do osób trzecich, bez względu na ich status materialny czy sytuację życiową. Tak też było i w tym przypadku”.
Kadra restauracji czuje się pokrzywdzona. „Chcielibyśmy wyrazić sprzeciw wobec nagonki, która ma obecnie miejsce w komentarzach na naszych profilach społecznościowych oraz w ocenach w wizytówce firmy, będącej celowym działaniem osób w zdecydowanej mierze przypadkowych, niemających jakiejkolwiek wiedzy o wspomnianej sytuacji, ale też o powodach kierujących naszym działaniem. Z takiej perspektywy wypowiadanie się w negatywnym, a nawet obraźliwym tonie odnośnie naszej codziennej pracy godzi w zaangażowanie oraz starania naszych pracowników. Nie możemy na to pozwolić”.
Bez segregacji
Podobne sytuacje się zdarzają. Parę lat temu poseł Józef Brynkus z Kukiz’15 żądał wyjaśnień od szefostwa restauracji szybkiej obsługi w Poznaniu. Stamtąd wyrzucono bezdomnego, który zapłacił za jedzenie, ale nie wolno mu go było skonsumować wewnątrz.
Obsługa lokalu zaprzeczała: „Nie wyprosiliśmy bezdomnego. Nie segregujemy klientów. Nie stygmatyzujemy bezdomnych. Oni są od lat naszymi klientami”.
Okazało się, że ochrona galerii handlowej wyprosiła mężczyznę, bo zaczepiał klientów.
Jak odnosi się do opisywanej sytuacji w bydgoskiej restauracji bezdomny, nie wiadomo. Jakby się rozpłynął.
