Sytuacja mieszkańców gminy Koronowo i Dobrcz przypomina jazdę na rollercoasterze - raz dowiadują się, że znienawidzonych inwestycji w przemysłowe fermy kur i świń nie będzie, by za chwilę odkryć, że inwestor, owszem, wycofał się z pomysłu, ale budować chce albo w innym miejscu, albo mniejsze instalacje.
Kilka dni temu mieszkańcy gminy Dobrcz otrzymali ulotki, na których - w imieniu wójta - zapewniono: „koniec sprawy przemysłowych ferm drobiu”. - Tylko że nikt się nie zająknął, że fermy do pewnej skali działalności nie potrzebują ani konsultacji społecznych, ani raportów środowiskowych. A na takie fermy inwestor uzyskał zgody już w 2015 - mówi Michał Siwak, radny RG Dobrcz. - To było celowe działanie, inwestor od razu zaplanował nieruchomość o kubaturze, która pozwala na większą niż zgłaszana hodowlę. Po co budować obiekt na 22 tys. m kw. powierzchni na tak małą skalę produkcji? A taki ma powstać o krok od naszych domów.
9 grudnia odbędzie się kolejna sesja RG. Nadziei na spotkanie z inwestorem nie ma. Ten zapadł się pod ziemię. - Ambasadorem jego interesów jest za to wójt i sekretarz gminy - mówi radny.
Jeszcze dziwniej wygląda sytuacja z przemysłową hodowlą świń. Mieszkańcy Koronowa już się cieszyli, bo jeden z inwestorów wycofał zamiar budowy gigantycznej chlewni w Lipinkach. Inna ma jednak powstać w miejscowości Bieskowo. - Inwestorem chlewni jest córka byłego ministra Wojciecha Mojzesowicza - informuje facebookowy profil „Ratujmy Koronowo“.
- Mam 62 lata, coraz częściej sprawami zajmuje się już moja córka, to ona stała za wnioskiem, który mógł zakończyć się rozbudową obiektu w Bieskowie. Bo tam prowadzimy już hodowlę, mamy około 1000 świń - tłumaczy Wojciech Mojzesowicz.
- To jest trochę tak, że ludziom, którzy sami mieli w chlewie prosiaki, przeszkadza teraz zapach. Mieszkam przecież w pobliżu i nic mi nie przeszkadza. Produkcja musi być bezpieczna. I jest, bo obecne rozwiązania różnią się od tych z lat 60. czy 70. Największy żal mam do władz gminy, które eskalowały konflikt, nawet nie informując mnie o spotkaniach z mieszkańcami czy nie prosząc o wyjaśnienia. W końcu sam się wprosiłem na spotkanie i rozmawialiśmy. Szanuję mieszkańców Bieskowa, znamy się. Po rozmowach doszliśmy do wniosku, że wycofamy zamiar inwestycji. Nie chodzi nam bowiem o tworzenie konfliktów w lokalnej społeczności - dodaje Mojzesowicz.