Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chełmno. Zielonymi gałązkami witała Błękitną Armię

(mona)
Maria Wiśniewska ma dziś 99 lat. Pamięta wkroczenie wojska polskiego do Chełmna
Maria Wiśniewska ma dziś 99 lat. Pamięta wkroczenie wojska polskiego do Chełmna fot. nadesłane
- To było jak cud po długiej niewoli, spełnienie ofiary mojego ojca - opowiada Maria Wiśniewska. Jej wspomnienia pomogły w przygotowaniu inscenizacji wkroczenia armii generała Hallera do naszego miasta, którą obejrzymy w sobotę.

W 1920 roku Maria Wiśniewska była zaledwie 9-letnią dziewczynką. Tamte wydarzenia pamięta jednak ze szczegółami. Podzieliła się nimi ze swoim siostrzeńcem Mariuszem Felsmannem, członkiem Chełmińskiego Bractwa Kurkowego, które przygotowuje sobotnią inscenizację.
Wkroczenie Hallerczyków do Chełmna było wydarzeniem niezwykłym. Choć był mroźny styczeń, serca Polaków - chełmnian, były gorące. Przystroili miasto, wywiesili flagi narodowe - wszystko na znak ogromnej euforii.

Błękitni zbawcy

- Był to wręcz cud po tak długiej niewoli, spełnienie ofiary mojego ojca - podkreśla Maria Wiśniewska. - Niemieckie szkoły, język, urzędy i wojsko, a Polska tylko w naszych sercach. Ojciec na wojnę poszedł w niemieckim mundurze. Wiedział, że zginie, w listach pisał o piekle na froncie. Jednak pisał też, że jego krew nie pójdzie na marne, bo odkupi wolną Polskę. Zginął w 1915 roku. Byłam za mała, by to zrozumieć, ale zapamiętałam, że Hallerczyków witaliśmy jak zbawców.
- Ciocia opowiadała mi, że jej mama sama szyła biało-czerwone flagi i kokardy, w ich domu przy ulicy Biskupiej zbierały się sąsiadki i przygotowywały dekoracje - mówi Mariusz Felsmann. - Podobno, kto tylko mógł, zwoził jedlinę z lasów i robił girlandy. Ludzie wieszali zielone łańcuchy wokół okien, wystawiali obrazy religijne i te z symbolami polskimi, chorągwie. Dzieci biegały od domu do domu dzieląc się symbolami i przystrojeniem, czekali na wojsko polskie - obrońców i wyzwolicieli. W kościołach przygotowywano uroczystości powitalne, dzieci uczyły się wierszy i pieśni.

Zima, a w sercach maj

Janka, najstarsza siostra pani Marii i dwie inne dziewczynki witały żołnierzy na rynku.
- Stały w białych suknienkach, nikomu nie było zimno - wspomina 99-latka. - Cieszyliśmy się, bo gdzie żołnierz polski tam była Polska. Gdyby powstanie wielkopolskie nie było zwycięskie, to pewnie Chełmno nadal byłoby pruskie.
Z przybycia Błękitnej Armii nie wszyscy się ucieszyli. Powodów do radości nie mieli Niemcy.
- Różnie z nimi bywało - dodaje pani Maria. - Jedna z sąsiadek, na tydzień przed wkroczeniem Hallerczyków, wyjechała do Berlina nie chcąc żyć w polskim Chełmnie i na pożegnanie rzuciła mojej uradowanej mamie: "Oby kamienie z nieba leciały jak tu wkroczą polskie wojska!"
Ale Bóg chciał inaczej i z nieba nie leciały kamienie, nie padał nawet deszcz i śnieg, mimo zimy. Trzeba było najpierw przeżyć niewolę, wytęsknić i wymodlić wolną Polskę. Znowu mogliśmy na koniec mszy świętej w farze śpiewać "Ojczyznę wolną pobłogosław Panie." Jak my się cieszyliśmy widząc polskich żołnierzy w nowiutkich mundurach, z bronią, takich przystojnych, pięknych i co najważniejsze - naszych. Nawet wdowy z ostatniej wojny nie płakały już po mężach, ale z radości. Gdy wojsko maszerowało z dworca na rynek biły wszystkie dzwony, ludzie wiwatowali. Język polski stał się znów najważniejszy, ukochana Polska powróciła do Chełmna.
Kiedy uroczystości się skończyły i zaczęto tworzyć polskie urzędy i szkoły - robiono to też z zapałem.
- W mieście był duży szpital wojskowy, bo po wielkiej wojnie i powstaniu było wielu rannych i chorych - opowiada Mariusz Felsmann. - Mama cioci, a moja prababcia, pracowała w szpitalu, gdzie chętnie zatrudniano wdowy, bo podwójnie dobrze opiekowały się żołnierzami - młodymi mężczyznami, chłopcami. Niektóre nie wiedziały, że ich mężowie nie żyją i licząc na ich powrót wierzyły, że ktoś gdzieś też opiekuje się ich bliskimi.

Chęć pracy dla ojczyzny przezwyciężyła nawet tyfus

- Praca w lazarecie nie była łatwa i bezpieczna - dodaje pani Maria. - Mama zachorowała na tyfus i mało brakowało a zastalibyśmy sierotami. Bóg jednak czuwał nad nią i nami - nie przeniosła choroby na nas, sama wyzdrowiała. W tym czasie nami opiekowali się sąsiedzi i siostry z klasztoru. Byliśmy dumni z mamy. Jak wielu ludzi, nie szczędziła sił dla odbudowy naszego wyzwolonego kraju.
W sobotę, podczas inscenizacji wydarzeń z 1920 roku, serca widzów też będą gorące. O godz. 15 możemy powitać na dworcu generała Hallera i z jego wojskiem przejść na rynek, na mszę polową. Potem w Osadzie Rycerskiej poznamy m.in. życie obozowe, kuchnię francuską i będziemy mogli zrobić sobie zdjęcia z żołnierzami Błękitnej Armii.
n Za pomoc w przygotowaniu artykułu dziękuję panu Mariuszowi Felsmannowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska