Mieczysław Biesek zginął w katastrofie budowlanej w Katowicach. Pozostawił żonę Marzenę, osierocił dwie córki - Aleksandrę i Magdalenę. Wczoraj znajomi starali się dodać im otuchy. W ceremonii uczestniczyli koledzy - członkowie z Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych.
Grom z jasnego nieba
- Żal ludzi o gołębim sercu - _mówił ks. prałat Henryk Kotlenga. - _Smutny jest dzisiaj Czersk.__Droga żono i córki, jesteśmy z Wami. Chcemy wspierać Was modlitwą i pomocą.
_Proboszcz mówił, że wiadomość o śmierci Mieczysława Bieska i innych hodowców była "jak grom z jasnego nieba i jak powódź zalewająca kwitnące pole". - _Niektórzy pytają, dlaczego Bóg dopuścił do takiej tragedii - _dodał Kotlenga. - _A przecież Bóg nie chce, by budowano hale, które się zawalają. Bóg nie chce, by lekkomyślność i chęć zysku kierowały ludzkimi losami.
_Zdaniem proboszcza, nieszczęście z Katowic może przerodzić się w dobro. - Wierzymy, że teraz ś.p. Mieczysław jest szczęśliwszy od nas - stwierdził.
Spieszmy się kochać
W kazaniu znalazły się też słowa ks. Jana Twardowskiego "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Właśnie dziś odbywa się pogrzeb poety w sutannie. - Mietku, wierzymy, że przechodzisz do lepszego świata, tam, gdzie niosą tę naszą wiarę gołębie, które tak kochałeś - tak zwracał się do zmarłego hodowcy zaprzyjaźniony z rodziną ks. Ryszard Thiede. - Pewnie spotkasz się z tymi, którzy zginęli z Tobą i spojrzycie na nas. Proście o łaski dla nas.
- _Te gołębie, które są symbolem pokoju, zaprowadziły Cię do Chorzowa, gdzie znalazłeś śmierć - _mówił przedstawiciel hodowców. - _Hoduj niebiańskie gołębie.
Człowiek o gołębim sercu
Anna Klaman

Kilkaset osób uczestniczyło wczoraj w ostatniej drodze 39-letniego Mieczysława Bieska. Oprócz rodziny i bliskich byli także ci, którzy go nie znali, ale pragnęli oddać hołd tragicznie zmarłemu.