Bydgoska prokuratura bada to doniesienie karne.
W marcu tego roku zmieniono regulamin Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Od lat stało się bowiem regułą, że po każdych wyborach, gdy nowy rząd powołuje swojego wojewodę, zawsze dochodzi on do wniosku, że trzeba zmienić ten dokument. A wszystko po to, by pod szyldem reorganizacji urzędu usunąć starych kierowników i zrobić miejsca dla swoich.
Tym razem personalne trzęsienie ziemi miało stosunkowo łagodny charakter. Padł tylko dyrektor zakładu obsługi KPUW Adam Ryfa, czego się spodziewano, bo był działaczem opozycyjnego obecnie PiS. Podziękowano natomiast niektórym kierownikom oddziałów.
Dyrektor wchodzi z klucza
Prawdziwy pogrom dotknął wydział organizacyjno-administracyjny, gdzie straciła stanowiska większość kierowników. Zlikwidowano m.in. oddział organizacyjny, a na jego gruzach powstał nowy oddział organizacji i zarządzania. Poprzednią kierowniczkę zdegradowano do rangi zwykłej pracownicy. Swoistym paradoksem jest fakt, że to właśnie ona była jedną z osób, które opracowywały projekt nowego regulaminu urzędu.
Szefem nowego oddziału został Robert Hermanowski, wcześniej dyrektor gabinetu poprzedniego, nominowanego przez PiS, wojewody Zbigniewa Hoffmanna. Zarówno jego poprzedniczka, jak i on znajdowali się w tzw. państwowym zasobie kadrowym. Tyle, że ona zdała specjalny egzamin, jeszcze gdy istniała służba cywilna, zaś Hermanowski dostał się do "zasobu" z klucza, jako dyrektor wydziału.
Była kierowniczka uchodzi w urzędzie za osobę całkowicie apolityczną, zainteresowaną jedynie pracą. Kiedy jej kosztem opróżniono stanowisko, by zrobić miejsce dla kogoś innego, na dodatek osoby związanej z poprzednią ekipą, nie wytrzymała. Usiadła do komputera i napisała o tym do Warszawy, do najwyższych władz PO. Potem poszła na zaległy urlop.
Skarga na drukarce
Po powrocie szefowie wezwali ją na dywanik. Chodziło o skargę wysłaną do stolicy. Warszawa zażądała bowiem od kierownictwa KPUW wyjaśnień w tej sprawie. W czasie rozmowy pokazano byłej kierowniczce kopię jej pisma. Podobno znaleziono je w służbowej drukarce należącej wydziału. Później pracownica dokładnie zbadała swój komputer, stwierdziła, że ktoś w nim grzebał. Podobnie jak w jej szafie. Złożyła oficjalną skargę.
Wszczęto postępowanie, które zakończyło się orzeczeniem, że nie było żadnego włamania. Urzędniczka złożyła więc doniesienie karne, które 21 maja trafiło do Prokuratury Bydgoszcz-Północ.
Komputer zbada policja
Dotarliśmy do byłej kierowniczki, ale stanowczo nie zgodziła się na rozmowę z dziennikarzem. Fakty, którymi dysponujemy, zweryfikowaliśmy jednak w kilku wiarygodnych źródłach. O historii tej stało się bowiem już głośno w całym urzędzie.
Zastępca szefa Prokuratury Bydgoszcz-Północ Janusz Kaczmarek potwierdza, że wpłynęło zawiadomienie karne pracownicy KPUW. Dotyczy włamania do komputera i szafy. Przyznaje, że wśród osób, o których mówi doniesienie jest m.in. wojewoda.
Prokuratura wszczęła już tzw. postępowanie sprawdzające. Pod jej nadzorem prowadzi je komisariat policji Bydgoszcz Śródmieście. Wyniki będą znane w połowie czerwca. W grę wchodzi art. 268 kodeksu karnego, dotyczący niszczenia i uszkadzania zapisu informacji przez osoby nieuprawnione.
Pismo znalazł szef
- W tej sprawie urząd jest bez zarzutu - oświadcza Piotr Kurek, rzecznik wojewody Rafała Bruskiego.
Jak stwierdza, na wniosek pracownicy przeprowadzono 14 maja komisyjną kontrolę komputera. Uczestniczyła w niej sama zainteresowana oraz pracownicy Wojewódzkiego Ośrodka Informatyki.
Pracownica nie wniosła zastrzeżeń do sporządzonej potem notatki służbowej, ale odmówiła jej poświadczenia. Kontrola nie wykazała ingerencji w służbowy komputer tej osoby. Nie wiadomo też nic o sprawie szafy, która podobnie jak komputer jest wyłącznie do użytku służbowego.
Rzecznik podkreśla, że urząd bez problemu udostępni prokuraturze wszystkie materiały. Pytam też o skargę złożoną przez byłą kierowniczkę. Jak mówi Piotr Kurek, na służbowej drukarce znajdowało się pismo, które przełożony urzędniczki zidentyfikował jako prywatne. Po stwierdzeniu, że nie jest to dokument służbowy zostało on zwrócone autorowi.
Wojewódzki lider PO poseł Tomasz Lenz nie kryje, że o tej sprawie słyszy po raz pierwszy. Zdaniem posła, skoro komputer należał do urzędu, trudno tu mówić o jakimkolwiek włamaniu. Rozstrzygnie to prokuratura. Lenz podkreśla też, że jeśli ktoś stracił stanowisko, może być niezadowolony, ale trudno z tego powodu robić wojewodzie zarzuty. To on odpowiada przecież za pracę całego urzędu.