Dziadek Karol Józef, stryj Karol

Karol Jonscher
Żony dr Józefa Jonschera nie trzeba bydgoszczanom przedstawiać. Przez wiele lat skutecznie skupiała na sobie uwagę mieszkańców, zyskując sławę skandalistki. Natomiast on żył w jej cieniu, niewiele o sobie mówiąc. Dla bydgoszczan dr Józef Jonscher był lekarzem z powołania. I taki napis wyryto na jego nagrobku.
Nie miał bydgoskich korzeni. Urodził się 18 maja 1896 r. rodzinie, w której dziadek Karol Józef Jonscher był pastorem w Lublinie, ojciec Władysław - notariuszem w Łodzi, a stryj Karol Józef - znanym łódzkim lekarzem, prywatnie opiekującym się Karolem Scheiblerem, czyli sławnym łódzkim "królem bawełny" i jego bliskimi. To właśnie stryj Józefa Jonschera namówił swego bogatego pacjenta na wybudowanie pierwszego szpitala dla robotników. Dziś ten szpital nosi jego imię. Ale nie jest to jego jedyne dzieło w Łodzi. Karol Józef Jonscher był przecież również współorganizatorem Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności, Towarzystwa Lekarskiego, należał do grupy założycieli szpitala dla psychicznie chorych oraz szpitala dla dzieci.
Kuzyn Karol Gustaw
Józef Jonscher gimnazjum skończył już w Warszawie, dokąd przeniosła się rodzina i tam - podobnie jak wcześniej zrobił to stryj Karol, wstąpił na uniwersytet, by studiować medycynę. Naukę jednak przerwała najpierw I wojna światowa, potem wojna polsko-bolszewicka. W 1921 r. odkomenderowało go z wojska do kontynuowania studiów. Dyplom lekarski uzyskał w 1923 r. Jako specjalizację wybrał pediatrię. W tym samym roku w Poznaniu tytuł profesora nadzwyczajnego nauk lekarskich otrzymał jego kuzyn Karol Gustaw Jonscher. Podobnie jak ojciec w Łodzi, on - twórca poznańskiej pediatrii - ma "swój" szpital w Poznaniu. Na jego broszurze pt. "Higiena i żywienie niemowląt" wychowało się kilka pokoleń Polaków.
Po studiach dr J. Jonscher trafił do jednostki wojskowej w w Suwałkach. Stamtąd przeniesiono go do Bydgoszczy. I w ten sposób zaczął się jego związek z naszym miastem, który z pięcioletnią przerwą spowodowaną wybuchem II wojny światowej, przetrwał do jego śmierci. Bydgoszcz zyskała znakomitego lekarza, którego jeszcze dziś i pacjenci, i ich rodziny wspominają z głęboką wdzięcznością.
Natomiast w osobie jego małżonki Haliny Felicji z Konopackich, znanej jako Joanna Witt-Jonscher - Bydgoszcz zyskała osobę niepospolitą, ubarwiającą to ciągle sztywne i apatyczne miasto. A swoją drogą - panowie z rodziny Jonscherów chyba gustowali w ekscentrycznych towarzyszkach życia. Kuzyn dr. Józefa - Karol Gustaw, ten z Poznania, też wybrał sobie taką małżonkę. Obydwie panie miały podobne upodobania - z pudlami włącznie.
Żona Halina Felicja

Joanna Witt-Jonscher
(fot. Fot. Zdzisław Krakowiak)
Początkowo państwo Jonscherowie mieszkali w kamienicy Wojciecha Sowińskiego przy ul. Zamoyskiego 4/6. Jednym z ich sąsiadów był Edward Woyniłłowicz, prezes Mińskiego Towarzystwa Rolniczego, fundator kościoła w Mińsku Litewskim. Nikt z nich nie mógł wówczas jeszcze wiedzieć, bo i skąd, że za ponad dwadzieścia lat obydwie rodziny połączy małżeństwo ich bliskich.
W 1927 r. pp. Jonscherowie zostali rodzicami - na świat przyszła córka Barbara. Siedem lat później zamieszkali w pięciopokojowym mieszkaniu przy ul. Gdańskiej 51/7, gdzie doktor również przyjmował pacjentów.
Od 1931 r. Józef Jonscher był - w stopniu majora - lekarzem 16 pułku ułanów wielkopolskich. Stąd jako szef sanitarny w armii "Pomorze" dowodzonej przez gen. Władysława Bortnowskiego wyruszył na wojnę. Po bitwie pod Bzurą trafił najpierw do obozu jenieckiego w Łodzi, potem - już po zwolnieniu z powodu choroby - do Podkowy Leśnej, gdzie przebywała jego żona z córką. Niedaleko, bo w Komorowie pani Jonscherowa miała odziedziczoną po rodzinie połowę willi.
Dr Jonscher znowu zaczął przyjmować pacjentów, ale też włączył się w działalność AK- jako oficer sanitarny, czego prawie nie przypłacił życiem. Z tego okresu wspaniale świadectwo wystawił mu pisarz i poeta Jarosław Iwaszkiewicz: "Mieszkając w najbliższym sąsiedztwie mogłem łatwo śledzić jego działalność (...), a czasami współdziałać przy ukrywaniu i ratowaniu ludzi podziemia (...) Mam o doktorze Jonscherze jak najlepsze mniemanie i zachowam o nim świetlane wspomnienia".
Małżonka doktora Jonschera wraz z córką wspomagała jego konspiracyjne działania, co zostało odnotowane w biogramie pani Joanny w "Bydgoskim Słowniku Biograficznym" (t. 5).
Krewni dr Jonschera mieli w czasie wojny mniej szczęścia - jego brat Gustaw, dyrektor fabryki "Perkun" we Lwowie wraz żoną Urszulą trafił do obozu koncentracyjnego, zaś sławny kuzyn z Poznania - Karol Gustaw - przez kilka miesięcy więziony był w Dachau.
Salon Joanny
Państwo Jonscherowie wrócili do Bydgoszczy w kwietniu 1945 r. Ich mieszkanie przy ul. Gdańskiej 51 zajmował kapitan Wojska Polskiego i nie było szans na jego odzyskanie. Udało się jednak znaleźć lokum przy ul. 24 Stycznia 39/3. W Bydgoszczy mieszkała też rodzina doktora ze strony jego siostry - Julii Lipińskiej. Z czasem J. Jonscher sprowadził tu drugą siostrę Kamillę Moniuszko. Wynajął dla niej pokój w kamienicy przy ul. Al. Mickiewicza 9, tam gdzie miał swój prywatny gabinet.
- Doktor Jonscher przyjmował w gabinecie, który wcześniej należał do mojego dziadka Tadeusza Nowkuńskiego. Pamiętam jak, chyba w 1947 albo w 1948 roku, przyszedł do nas przerażony mówiąc, że jego żonę aresztowało UB, bo w lokalu blisko naszego domu, gdzie wpadała na paszteciki, głośno opowiadała, co się jej w Polsce nie podoba - mówi pani Irena Wodniczak. - Ktoś oczywiście doniósł. Kilka godzin później zdenerwowany doktor znowu nas odwiedził, mówiąc, że właśnie dzwoniono do niego z kategorycznym żądaniem, aby natychmiast przyjechał po żonę, bo w areszcie nikt nie jest w stanie sobie z nią poradzić.
Joseph, kawiarnia "Cristal" i ciastko z kremem
Doktor Jonscher podjął pracę w lecznictwie otwartym - w przychodni przy ul. Świętojańskiej i Cieszkowskiego. Do jego pacjentów należeli również pracownicy teatru. W latach 1947-1948 był wiceprezesem Izby Lekarskiej Gdańsko-Pomorskiej z siedzibą w Sopocie i dyrektorem tej Izby na woj. bydgoskie. Mali pacjenci go uwielbiali, pod urokiem szarmanckiego i eleganckiego doktora były ich mamy. Właśnie z tego ostatniego powodu pani Joanna była o swojego "Josepha" bardzo zazdrosna. I to do tego stopnia, że gdy pewnego razu w kawiarni "Cristal" spotkała swego małżonka z jakąś damą, rzuciła w nią kremowym ciastkiem. Zaś osłupiałej kelnerce powiedziała zimno: - Ten pan zapłaci. No i pan doktor zapłacił.
Dr Jonscher był skupiony na pomocy pacjentom. Ci zaś odwdzięczyli się za serce i troskę przyznając mu tytuł Zasłużonego Obywatela Miasta Bydgoszczy. Natomiast małżonka skupiona była na życiu artystycznym. Poszła nawet w ślady swojej córki, absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i zabrała się za malowanie obrazów. Lubiła wernisaże, koncerty, wizyty w teatrze - zawsze dbała o to, aby jej przybycie - sławne antre - zrobiło na gościach wrażenie. I robiło, na tyle mocne, że w Bydgoszczy mówi się o tym do dziś! Podobnie jak do dziś bydgoszczanie wspominają, kiedy z szalem, albo koronką na głowie, w powłóczystych szatach przemierzała ulice prowadząc na smyczy swoje ukochane pudle. Za każdym razem, gdy o pani Joannie robiło się w mieście głośno, w wielu bydgoskich domach ubolewano, że "nasz doktor Jonscher ma krzyż pański z tą kobietą". Z kolei sam dr Jonscher ubolewał, że córka odziedziczyła zainteresowania po matce, a nie po nim. I zamiast medycyny, wybrała sztukę, w której jest chaos, cygańskie życie oraz stanowczo za dużo alkoholu.
Białoszewski, Iwaszkiewicz, Rubinstein
Barbara Jonscher podczas jednego z przyjęć w domu rodziców, lata 50.
Głośne były przyjęcia w domu pp. Jonscherów. Poza bydgoską śmietanką artystyczną gościli tam również m.in. Miron Białoszewski, Jarosław Iwaszkiewicz czy sam Artur Rubinstein. Dziś wspomnienia z tamtych dni można odnaleźć na kartach kilku książek, napisanych przez bywalców sławnych jour de fixów i matine, jak nazywała je gospodyni. A więc w "Moście Królowej Jadwigi" Jerzego Sulimy-Kamińskiego, w "Głowach i główkach, czyli panoptikum bydgoskim" a także "Z albumu komedianta" Zdzisława Prussa. W tych obrazkach z przeszłości autorzy utrwalili również postać zacnego gospodarza - cichego, skromnego, ceniącego dobre maniery, ale potrafiącego zaskoczyć finezyjnym dowcipem.
Już u schyłku swego życia owdowiała pani Joanna zaproponowała młodszemu od siebie o ponad 50 lat Wiesławowi Trzeciakowskiemu - poecie, pisarzowi, tłumaczowi poezji niemieckiego romantyzmu - małżeństwo. On tej propozycji nie przyjął, za to poświęcił jej opowiadanie pt. "Śmierć Starej Europy", które ukazało się w tomie pt. "Uwodziciele. Kryształowa biblioteka" (Bydgoszcz 1996).
- Doktorowi Jonscherowi zawdzięczam życie - mówi Wiesław Trzeciakowski - Gdy miałem rok, ciężko zachorowałem na pęcherzycę. Lekarze nie dawali mi szans. Mama poprosiła wówczas o pomoc doktora Jonschera. Ten kazał mnie kąpać w ojeju, który zapisywał na receptę, bo wówczas tylko tam można go było kupić. Kuracja się powiodła, doktor przyznał podczas ostatniej wizyty, iż na początku nie bardzo wierzył, że to się uda. Joanna mi mówiła, że moja choroba była dla niej ważnym znakiem.
Gdyby dr Jonscherowi ktoś kiedyś powiedział, że w przyszłości jego małżonka będzie miała takie śmiałe matrymonialne plany, pewnie by się nawet nie zdziwił. On przecież najlepiej wiedział do czego ta jego szalona Halina-Joanna jest zdolna.
Charles z Londynu
Józef Jonscher zmarł 10 grudnia 1975 r. Zostało po nim trochę wspomnień, wydrukowanych na łamach bydgoskiej prasy i dokumenty, troskliwie przechowywane w Bydgoskiej Izbie Lekarskiej. 2 marca 1982 r. odeszła pani Joanna. Jej obrazy ozdabiają wiele bydgoskich domów, ale też wchodzą w skład kolekcji Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego. W bydgoskim ośrodku TVP powstał film o jej barwnym życiu.
Córka pp. Jonscherów zmarła w 1986 r. w Warszawie. Jej biogram trafił do Słownika Malarzy Polskich (t.1), a obrazy mają wysokie notowania na aukcjach dzieł sztuki.
W styczniu br. w Poznaniu zmarła Maria Jonscher, wnuczka Karola Gustawa - ostatnia osoba z rodziny nosząca w Polsce to nazwisko. Jej bratanek Charles, absolwent uniwersytetów w Cambrige i Harvard wraz żoną Renatą, znaną śpiewaczką wywodzącą się z zespołu "Śląsk" i czwórką dzieci mieszka w Londynie. Jego książka pt. "Życie okablowane", wydana w Polsce przez Muzę w 2001 r., opowiadająca o tym, co człowieka odróżnia od komputera, to prawdziwy bestseller.
Autorka dziękuje Teodorze Bogdańskiej, red, naczelnej biuletynu "Primum Non Nocere" za pomoc w przygotowaniu artykułu.