Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom Pfefferkorna z arkadami

MAŁGORZATA WĄSACZ
Narożny budynek po wschodniej stronie placu Teatralnego  wybudowano około 1913 roku.
Narożny budynek po wschodniej stronie placu Teatralnego wybudowano około 1913 roku.
Edmund Kubiak w budynku przy ul. Jagiellońskiej 2 bywał kilkakrotnie. I to wcale nie na dancingu w "Savoyu", tylko w mieszkaniu Stanisława Niewiteckiego, słynnego bydgoskiego numizmatyka.

     W "Savoyu" był tylko raz, tuż po wojnie. - Miałem wtedy 25 lat i wraz z kolegami dopiero zaczynaliśmy poznawać życie towarzyskie miasta. Bywaliśmy w restauracyjkach i kawiarenkach. Najchętniej zaglądaliśmy do "Resursy Kupieckiej" i kawiarni "SIM" na rogu Gdańskiej i Słowackiego. "Savoy" był droższym lokalem, raczej nie na naszą kieszeń. Owszem, raz z kolegą wypiliśmy tam kawę. To wszystko. Przypominam sobie, że stoliki były dosyć ciasno rozstawione wzdłuż lokalu. Bufet znajdował się tuż przy końcu, po lewej stronie - _wspomina.
     Przetańczyć całą noc
     
Ale nie z dobrej kawy słynął "Savoy", tylko z... dancingów. - _Pamiętam, że odbywały się tam codziennie. Zaczynały się bodajże o 19.00 lub 20.00, a kończyły po północy. Choć wstęp trochę kosztował, to podobno chętnych do tańca nie brakowało. Orkiestra przygrywała, a ludzie świetnie się bawili. Niestety, mieszkańcy okolicznych domów nie mieli łatwego życia, zwłaszcza w okresie letnim. Nieraz czytałem w prasie, że nie mogli spać, bo przeszkadzał im hałas dochodzący z lokalu - _opowiada pan Edmund.
     Zdzisław Hojka, kierownik działu historii Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy dopowiada: - _Lokal na pierwszym piętrze stał się "Savoyem" po drugiej wojnie światowej. Wcześniej nazywał się "Palast Cafe", a następnie - w okresie międzywojennym - był "Wielkopolanką". To była bardzo ekskluzywna kawiarnia.

     Z ręki do ręki
     
Z tym budynkiem przy ul. Jagiellońskiej 2 było tak: wybudowano go około 1910 roku według projektu Henry Grossa z Berlina. Był własnością bydgoskiego właściciela fabryki mebli Ottona Pfefferkorna. Dlatego też nazywany był "Domem Pfefferkorna".
     Dzisiejszy wygląd gmach otrzymał w latach 1922-23. Z kolei w 1940 roku Niemcy zmienili parter - tak powstały dzisiejsze arkady. Dlaczego? Tego nikt nie jest w stanie wyjaśnić.
     Warto wspomnieć, że już przed rozbiorem Polski nieruchomość w tym miejscu była zabudowana. W księdze gruntowej nr 953 z połowy XVIII wieku czytamy, że ówcześnie składała się z trzech działek: Gdańskie Przedmieście nr 83, 84 i 85. W okresie Księstwa Warszawskiego ten teren określano jako Gdańskie Przedmieście 2a.
     Wiadomo, że w 1868 roku nieruchomość posiadała: dom mieszkalny o dwóch kondygnacjach, spichrz, stajnię, drugi spichrz dwukondygnacyjny, budynek boczny, podwórze i mały ogródek kuchenny.
     Pierwszym zapisanym "dziedzicznym dzierżawcą" posesji był pułkownik Jan Lutz. Później znajdowała się m.in. w rękach: piekarza Karola Cvelba i jego żony Elżbiety, restauratora Wojciecha Rudeckiego i cieśli Wilhelma Manta. W 1905 roku zakupił ją Pfefferkorn, który wybudował w tym miejscu nowy gmach.
     Sklepy na medal
     
"Dom Pfefferkorna" słynął z doskonałych sklepów, usytuowanych od strony placu Teatralnego. - Świetne obuwie z Czechosłowacji sprzedawała firma Bata. Konfekcję można było kupić w składzie "Kowalsky i Abrahamsohn". Po wyroby tytoniowe chodziło się do Kra Schilling handlował artykułami drogeryjnymi i perfumeryjnymi. Pamiętam też księgarnię założoną przez Leona Posłusznego. Do okupacji prowadził ją Gieryn. Bardzo lubiłam tam chodzić. Choć lokal był mniejszy niż "Księgarnia Braci Bażańskich", to był znacznie lepiej zaopatrzony w nowości. Dlatego też po książki przychodzili tutaj najwybredniejsi klienci. Nigdy nie wychodzili z pustymi rękoma. Podobno zaopatrywali się tutaj również bibliotekarze ze stowarzyszenia "Rodzina Wojskowa". Ale to już inna historia. Koniecznie muszę jeszcze powiedzieć o "Theaterplatz Automat", czyli barze z automatami spożywczymi. Można było tutaj kupić napoje i coś na ząb. Bar znajdował się tuż obok wejścia do "Palast Cafe". Z drugiej strony sąsiadował z nim, bodajże dwupiętrowy, Dom Towarowy Brandta. Na elewacji widniał napis "Warenhaus" - _opowiada Wanda Matuszewska, emerytowana nauczycielka języka polskiego.
     Po wojnie zmieniały się branże sklepów i ich właściciele. Na pewno w "Savoyce", bo tak potocznie określano cały budynek, mieściła się m.in. "Ciżemka", sklep z materiałami i z artykułami spożywczymi.
     Klient nasz pan!
     
Pani Wanda nie ma wątpliwości, że od przedwojennych kupców można było się uczyć dobrych manier. Wyjątkowo uprzejmi byli handlowcy w sklepie bławatnym.
     - _Każdego klienta witali uśmiechem. Od progu mówili im "dzień dobry". Do kobiet sprzedawczynie zwracały się "pani łaskawa". Pytały: "Czy ten materiał się pani łaskawej podoba? A może pani łaskawa wolałaby ten wzór?" To było bardzo miłe. Klient czuł szacunek - _wspomina.
     Także Zbigniewa Raszewskiego, przedwojennego bydgoszczanina, urzekła grzeczność "bławatników", zwłaszcza wobec stałych klientów. W "Pamiętniku gapia" pisze: "Bardzo często kupiec doradzał nabycie tańszego materiału, gdy był stosowniejszy, by pokazać, że zaufanie stałego klienta ceni sobie wyżej od kilku złotych doraźnego zysku. Rzeczą oczywistą w takim wypadku bywał rabat (i to duży!).
     Wszystko odbywało się spokojnie, nienachalnie i było przeplatane ostrożnymi żartami i dygresjami na temat pogody lub aktualności dnia. W pożegnaniu stałego klienta uczestniczył cały personel".
     Kolekcjoner z poddasza
     
Sklepy sklepami, ale na ostatnim piętrze budynku przy ul. Jagiellońskiej 2 znajdowały się mieszkania prywatne. Duże, jasne i wysokie. Zajmowali je dobrze sytuowani bydgoszczanie. Tacy jak na przykład Stanisław Niewitecki, słynny numizmatyk i współzałożyciel Towarzystwa Numizmatycznego w Bydgoszczy. - _Miałem to szczęście znać go osobiście. Przed wojną pracowałem w "Makrumie" przy ulicy Leśnej. Stanisław był wtedy likwidatorem banku Stadt Hagen i w ciągu dnia zajmował dwa pomieszczenia w "Makrumie". Tam się poznaliśmy. Powiedziałem mu, że również zbieram monety. Wtedy zaproponował, że pokaże mi swoją kolekcję. Zgodziłem się bez wahania. To było dla mnie ogromne wyróżnienie -
wspomina Edmund Kubiak.
     Po chwili dodaje: - Stanisław trzymał monety w ogromnych, tak zwanych szafach konstrukcyjnych. Miały wysuwane przegródki, w których były poukładane eksponaty. Tych szaf było chyba z pięć. Zajmowały sporo miejsca, ale na szczęście mieszkanie było ogromne. Byłem zachwycony zbiorami Niewiteckiego. Potem jeszcze kilka razy gościłem w jego mieszkaniu - dodaje.
     Tablica na pamiątkę
     
Edmund Kubiak przypomina sobie, że Stanisław Niewitecki współpracował z Muzeum im. Wyczółkowskiego. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku podarował muzeum część swoich eksponatów. - _Z tej okazji miasto wybiło medal na jego część - _dodaje pan Edmund.
     Ale nie tylko medalem Bydgoszcz uhonorowała słynnego numizmatyka. Na placu Teatralnym, na ścianie obok bankomatu, wisi pamiątkowa tablica. Napisano na niej: "Kolekcjoner, numizmatyk, współzałożyciel Towarzystwa Numizmatycznego w Bydgoszczy, zasłużony obywatel Bydgoszczy".
     
     
***
     Widokówki pochodzą ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy, które udostępniło nam kolekcję.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska