Teren jest uroczy, od strony przyrodniczej i krajobrazowej. Wchodzi w skład Górznieńsko-Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego. Lasy dookoła, gdzie się nie ruszysz. Czy w stronę Czarnego Bryńska, czy Trepek, Leźna. Tak się dzieje, że dziki wybrały sobie uprawy sąsiadujące blisko z lasem. Należą one do kilku rolników. Jednemu zniszczyły prawie pół hektara kukurydzy, drugiemu ziemniaki, a Annie Lewandowskiej weszły
w zboże i buraki
Poszkodowani problem z szarżującą po ich polach zwierzyną zgłaszali myśliwym. Członkowie z Koła Łowieckiego "Ryś" obiecali, że pomogą rolnikom. Dbając o zwierzynę łowną, o swoje rejony, aż się prosi, aby zadbali też o ludzi tam żyjących. To chyba oczywiste.
Zdaniem gospodarzy z Janówka - działania myśliwych nie skutkują, bo straty na polach z dnia na dzień są coraz większe.
- Obiecano nam, że dziki odstraszą i już nie będą robić szkód w naszych uprawach. Niestety, to tylko czcze słowa, nie mające pokrycia w działaniach, a raczej ich braku. Zawsze co rano sprawdzam uprawy i prawie za każdym razem areał zrytego przez dziki pola się poszerza. Czasami sam pilnuję w nocy i odstraszam dziką zwierzynę i
nigdy mi się nie zdarzyło, żebym spotkał myśliwego
Tak oni pilnują! - bulwersuje się Artur Lewandowski, poszkodowany rolnik z Janówka.
- Udręką jest także spora populacja lisów. W naszym regionie jest ich dużo i podobnie jak dziki na żerowanie przychodzą do naszych gospodarstw. Trzeba pilnować i trzymać w zamknięciu ptactwo domowe, bo inaczej wszystko by pożarły. Uważam, że do myśliwych należy dbanie o utrzymanie odpowiedniej ilości danego gatunku, bo inaczej nie będzie zajęcy ani naszych kur i kaczek - dodaje poszkodowany.
Jednak myśliwi zapewniają, że robią co w ich mocy, żeby zwierzyna nie wchodziła w szkodę.
- Mieliśmy zgłoszenie o dzikach od pana Lewandowskiego i zaraz podjęliśmy stosowne działania.
Pilnowaliśmy i odstraszaliśmy,
rozsypaliśmy nawet specjalny środek zapachowy. Jeśli to nie pomaga, to nic więcej my nie możemy zrobić. Chciałbym jeszcze dodać, że w ubiegłym roku ten pan otrzymał od naszego koła pastucha elektrycznego, którym powinien odgrodzić uprawy. Gdyby to zrobił, to dziki by nie weszły w kukurydzę - tłumaczy łowczy Zbigniew Czajkowski.
- Czasami rolnicy są sami winni temu, bo nie dostosowują się do naszych wskazówek, jak postępować ze zwierzyną, wchodzącą na ich pola. My też nie możemy zawsze i o każdej porze roku robić odstrzału, żeby zmniejszyć ilość danego gatunku. Nas też obowiązują pewne zasady łowieckie, a przede wszystkim określa to prawo o ochronie środowiska. Ja też mam gospodarwstwo i mieszkam wśród lasów, i jakoś radzę sobie z dzikami, lisami inną leśną zwierzyną - wyjaśnia łowczy z "Rysia".
- Te odstraszacze, to owszem tylko smród dają, a dziki po krótkim czasie oswajają się z zapachem i dalej wchodzą na pola. Mi to nawet zryły buraczki ćwikłowe na przydomowej działce - żali się Anna Lewandowska.
Odstraszacze nie pomagają, zatem rolnicy chcą zadośćuczynienia za poczynione przez zwierzynę straty.
- Rozmawiałem z myśliwymi na temat odszkodowania, to powiedzieli mi, że nie mają pieniędzy - twierdzi pan Artur.
Zatem zapytaliśmy szacującego szkody w kole myśliwskim "Ryś", na jakiej podstawie odmawiają wypłacenia odszkodowania.
- Oczywiście, że oszacujemy szkodę, ale jak do tej pory nie trafił do nas pisemny wniosek od pana Lewandowskiego. Takie pismo musi być wysłane do nas w ciągu siedmiu dni od zauważenia szkody. Także pozostali, którym dzika zwierzyna wyrządziła szkody w uprawach, muszą to zgłosić pisemnie do koła łowieckiego.
Taka jest procedura i tego musimy się trzymać
- wyjaśnia Benedykt Kamiński, szacunkowy w Kole Myśliwskim "Ryś".
Sprawa sposobu postępowania przy szacowaniu szkód i wypłat odszkodowań - wyjaśnienia zawarte są w Rozporządzeniu Ministra Środowiska (z dnia 15 lipca 2002), do lektury którego odsyłamy wszystkich zainteresowanych.