W spotkaniu pod hasłem "Wiem co jem – cała prawda o rolnictwie ekologicznym", wzięły osoby, które postawiły na tę gałąź rolnictwa. W oddziale Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Przysieku była mowa, między innymi, o kontroli eko-upraw względem pozostałości środków ochrony roślin.
- Sąsiad ma obowiązek tak używać środki ochrony roślin, by nie było zniosów - podkreślił dr Artur Miszczak. - System, który uchroniłby rolnika ekologicznego od tego, który "napastuje go" środkami ochrony roślin jest, ale praktycznie nie działa. Na etykiecie jest wszystko napisane.
W tym temacie głos zabrała również dr inż. Beata Studzińska.
- Rozporządzenie dot. rolnictwa ekologicznego wyraźnie mówi, rolnik musi rozpatrzyć ryzyko. Jeśli jest ryzyko przeniesienia czegoś od sasiada, to właśnie on musi temu zapobiec - wskazała. - Oczywiście, sprawy się toczą. Były takie lata, gdy wielu ekologicznych rolników - na wskutek przeniesienia - straciło certyfikaty i sądziło się z sąsiadami. Wiem, że w woj. lubelskim, z którego jestem, wygrywali, otrzymywali pieniądze z ubezpieczeń.
Także dr Studzińska nawiązała do porównania eko-działalności z biznesem, które nie spodobało się jednemu z uczestników spotkania.
- Wszyscy, którzy rozpoczynają przygodę z ekologicznym rolnictwem są nim zafascynowani - podkreśliła. - Czy jest grzechem, że chcą też zarobić? Godnie żyć? Mając pieniądze możemy się rozwijać, zatrudniać ludzi. W pewien sposób produkcja ekologiczna jest zatem biznesem. Oczywiście, można prowadzić go uczciwie albo i nie. Chodzi o to, by żyć ideą, uczciwie produkować, a przy tym - utrzymywać się z tej pracy.
Ekologiczna żywność to coś więcej niż moda? Odpowiada Agnieszka Idzik-Dobosz z KPODR:
Do tematów, które były podjęte w Przysieku będziemy jeszcze wracać.
Konferencję zorganizowali Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu.