Przypomnijmy: zarzuty postawiono wówczas trzem osobom - byłemu wójtowi Gąsawy, szefowej GOPS-u i pracownicy GOPS. Jak argumentowano, "za przekroczenie uprawnień, przywłaszczanie żywności przeznaczonej dla potrzebujących oraz poświadczanie nieprawdy w dokumentacji z tym związanej".
Proceder miał trwać ponad 4 lata. Zbulwersował gąsawską społeczność. A także i nowego wójta - Błażeja Łabędzkiego. Ostatecznie ten - z zamiarem odbudowy działalność instytucji po tej głośnej sprawie - ogłosił konkurs na stanowisko kierownika GOPS w Gąsawie. Nową szefową placówki, od października 2015, została Katarzyna Kaźmierczak.
I gdy wydawało jej się, że wszystko ma już, po swojemu, poukładane, otrzymała informację, że dawna szefowa GOPS ma być przywrócona do pracy.
Katarzyna Kaźmierczak mówi dziś: - Mam umowę na czas nieokreślony. Jako kto bym miała pracować, gdyby ta pani wróciła? Przecież jestem tu kierownikiem.
Kaźmierczak dodaje także: - W tej sprawie odbyło się spotkanie pracowników GOPS z panem wójtem. Sytuacja jest trudna, atmosfera niespokojna. Niektórzy, jak się o tym dowiedzieli, chcą odejść z pracy. Co zrobić, aby do tego nie dopuścić? - pyta szefowa opieki społecznej.
- W pomocy społecznej pracuję 23 lata (20 lat w DPS Tonowo - przyp. red.). Uważam, że nie można mi nic zarzucić. Stworzyłam nowy zespół. Składa się z osób, które tu były za poprzedniej szefowej oraz tych, które dobrałam. To silna merytorycznie grupa, daliśmy sobie radę z dużymi zadaniami, wypracowaliśmy dobrą atmosferę, opartą na prawidłowej komunikacji. A teraz ten temat nam to burzy. Tymczasem jest koniec roku budżetowego, trzeba dopilnować, żeby wszystko zagrało. No i już myśleć o zadaniach w roku 2019.
- Podsumowując - mam zamiar dalej na tym stanowisku pracować. Z tym zespołem, który stworzyłam - mówi Katarzyna Kaźmierczak.
Tymczasem wójt Gąsawy Błażej Łabędzki, jak mówi, przed samymi świętami ma nie lada kłopot: - Jest prawomocny wyrok. Sąd drugiej instancji nakazuje mi przywrócić byłą panią kierownik GOPS-u na stanowisko szefowej tej właśnie instytucji. Z drugiej strony mam umowę z panią Kaźmierczak. Na razie rozmawiamy z prawnikami, co zrobić, jak zrobić, aby nikogo nie skrzywdzić i aby samemu się przy tym "nie pokaleczyć".
- Była szefowa GOPS poszła do sądu pracy. I sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok pierwszej instancji. Mimo naszego odwołania.
- Osobny tor to była sprawa karna. Umorzona ze względu na przedawnienie. Pani najpierw przyznała się do winy, później się z tego wycofała, ostatecznie sprawę umorzono właśnie z powodu przedawnienia. Wyroków się nie komentuje, ale ręce opadają. Czytamy, że karta żywności nie jest dokumentem dla sądu.
- Jeśli chodzi o sprawę pracowniczą, będziemy składali skargę kasacyjną - informuje wójt Gąsawy.
Mieszkańcy są w temacie podzieleni. Minęło trochę czasu, emocje opadły.
- Nie bronię nikogo, ale na moje to oni dokarmiali sportowców, szkołę. Tej żywności było dużo, natomiast prywatnie to przecież jedzenia im nie brakowało - mówi mieszkanka gminy Gąsawa. - Poza tym dużo ludzi, którzy dostają tę żywność, to i tak ją rozdają. Co do byłego wójta: zgniłe buraczki wywiózł to od razu przestępstwo. Pisać to co innego i wiedzieć też co innego. Współczuję obecnemu wójtowi, ale powinien podjąć męską decyzję. Powinien oddzielnie wezwać te pracownice opieki na rozmowę. Muszą zrozumieć, że człowiek może upaść i się pogubić, załoga winna się nad tym zastanowić, a nie się odgrażać. Moim zdaniem tam wielkiej winy nie było - dodaje mieszkanka gminy Gąsawa.
Czy każdy uważa jak ona? Z pewnością nie. Tym bardziej więc sytuacja od nowa może podzielić mieszkańców.